Holenderski tuning i… Volvo FH Electric – nadzieja dla fanów ciężarowych modyfikacji

Fot. Nick Willigenburg Transport

Przygotowawszy dzisiaj już dwa artykuły o opłatach towarzyszących elektrycznej transformacji, dla równowagi chciałem opisać coś z kategorii „spójrzcie jaki gruby projekt!”. Rozpocząłem więc przegląd prac w warsztatach tuningowych, z których zwykle wyjeżdżają najmocniejsze oraz najciekawsze ciężarówki w Europie. I choć absolutnie się czegoś takiego nie spodziewałem, trafiłem w ten sposób na… kolejny elektryczny temat!

Głównym bohaterem tego tekstu będzie holenderska firma Nick Willigenburg Transport. Ten niewielki przewoźnik rozpoczął swoją działalność 13 lat temu i od samego początku wyróżnia się bardzo ciekawą flotą. Nie dość, że wśród naczep znajdziemy tam wywrotki z agregatami chłodniczymi, nadające się do przewozu luźnych odpadów mięsnych i żywnościowych, to jeszcze wśród ciągników nie brakuje perełek. Jest tam między innymi Volvo FH z 2009 roku, wyposażone w płaski dach kabiny i potężne kominy układy wydechowego. Są też dwie dopiero co odebrane Scanie serii S z silnikami V8, czy Volvo FH z 2018 roku, które kilkukrotnie nagrodzono na prestiżowym zlocie Truckstar Festival. A teraz dokładnie ten sam przewoźnik wdrożył do użytku zmodyfikowane Volvo FH Electric, czyli akumulatorowy ciągnik o mocy ponad 660 koni i zasięgu około 300 kilometrów.

Inne pojazdy z tej firmy:

Fot. Nick Willigenburg Transport

Film z odbioru elektryka:

Zamysł był tutaj bardzo prosty – skoro w firmie ma pojawić się ciężarówka zasilana prądem, to jej wygląd nie może odbiegać od reszty floty. Dlatego już na etapie konfiguracji zdecydowano się na największą kabinę typu Globetrotter XL, aluminiowe felgi, czy aktywne reflektory LED. Do tego doszedł też szereg tuningowych dodatków, jak spojler pod przednim zderzakiem, dalekosiężna belka oświetleniowa, czy kultowe „obrysy” na dachu oraz narożnikach kabiny. Wszystko zwieńczyło zaś specjalne malowanie, wykonane w warsztacie Van Winkoop, tym samym, który słynie z przedłużania kabin sypialnych (jak na przykład tutaj). Zastosowano przy tym takie same wzory jak na reszcie firmowej floty, choć w bardziej zielonej kolorystyce, nawiązującej do bezemisyjnego napędu. Stąd też przezwisko, które pojazd otrzymał w firmie, mianowicie „De Groene Bliksem”, czyli „Zielona Błyskawica”.

Wszystko to stanowi wyraźny sygnał dla miłośników ciężarowego tuningu – jak widać, odejście od silników spalinowych wcale nie musi oznaczać przesiadki na nudne, typowo flotowe pojazdy. Sam bardzo jestem więc ciekawy, kiedy pojawi się pierwszy elektryk z napisem „old school” w kabinie i kierownicą z bakelitu, rodem z lat 60-tych. I tak za „otwartym wydechem” tęsknota pozostanie… 😉

Fot. Van Winkoop