Historia najnowsza: Volvo FH12 i Jelcz 325 na przeładunku sera pod pruską twierdzą

Przyglądając ostatnio na dysku zdjęcia, przypomniała mi się ta scena z 2010 roku, gdy towarzyszyłem w trasie koledze Szymonowi. Widać tutaj przeładunek serów na obrzeżach Giżycka, już dzisiaj zasługujący na miano tak zwanej historii najnowszej. Bo choć od wykonania tych zdjęć minęło ledwie 12 lat, dokładnie takiej samej sceny już przy drogach nie ujrzymy.

Zacznijmy od samego miejsca tego rozładunku. To pobocze drogi krajowej nr 59, przy giżyckiej Twierdzy Boyen, czyli pruskim obiekcie militarnym z połowy XIX wieku. Miejsce to jest wyjątkowe nie tylko z uwagi na swoją długą historię, ale też w związku z wysokim stopniem zachowania i nadal wyraźnie widocznym zbudowaniem na planie gwiazdy. Dlatego też dzisiaj Twierdza Boyen stanowi po prostu cenny zabytek i bardzo popularną atrakcję turystyczną. Przez lata w twierdzy funkcjonowały jednak zwyczajne firmy i jeszcze w 2010 roku swój magazyn serów miało tam OSM Giżycko. Dlatego też ładunki wjeżdżały do magazynu przez XIX-wieczną, pruską bramę.

Właśnie z uwagi na tę bramę pojawił się kolejny element układanki, czyli Jelcz 325 z chłodniczą zabudową. Samochód ten wyglądał naprawdę nienajgorzej i wzbudzał dodatkowo uwagę wyposażeniem z epoki, jak klasyczny podest dachowy ze spojlerem, czy oryginalny fotel wypoczynkowy dla zmiennika, z bardzo wysokim oparciem. Wszystko to razem więc sprawiło, że dzisiaj taki Jelcz byłby naprawdę łakomym kąskiem dla kolekcjonera, wartym odrestaurowania i mogącym zaskakiwać swoją ceną. 12 lat temu ciężarówka kontynuowała jednak codzienną pracę, a wręcz miała do spełnienia bardzo istotną rolę. Jelcz mieścił się bowiem w bramę Twierdzy Boyen, podczas gdy pełnowymiarowe zestawy były tam po prostu za wysokie. Dlatego też towar wwożono i wywożono przy użyciu Jelcza, a następnie, już obok twierdzy, przeładowywano go bezpośrednio do naczep.

I tak oto dochodzimy do trzeciego elementu, czyli ciągnika siodłowego podpiętego do tej naczepy. Było to Volvo FH12 380 Globetrotter pochodzące z końca produkcji pierwszej generacji tego modelu. Samochód ten miał jeszcze rejestrację z flagą, a nawet pochodził z polskiego salonu, dlatego też dzisiaj określano by go już murowanym kandydatem na wczesny zabytek, czyli na tak zwanego youngtimera. Tym bardziej, że w przyszłym roku pierwsze FH12 będzie świętowało swoje 30-lecie, a więc najstarszych egzemplarzy można się już spodziewać na żółtych rejestracjach. Za to w 2010 roku było to po prostu trochę starsze Volvo, nadal nadające się na dalsze trasy i pozostające jednym z najpopularniejszych modeli na polskich drogach. Tym bardziej, że system viaTOLL miał zadebiutować dopiero rok później, a więc kwestia normy Euro nadal była mocno drugorzędna.

Twierdza Boyen z lotu ptaka: