Wydaje się już coraz bardziej przesądzone, że europejscy przewoźnicy, po prostu będą musieli przesiąść się na ciężarówki elektryczne. Takie przynajmniej są oczekiwania władz w Brukseli. Niemniej to nadal temat pełen technologicznych zagwozdek, co sprzyja też tworzeniu się pytań, obaw, a nawet mitów. Dlatego, w ramach szybkiej porcji wiedzy, przyjrzymy się teraz pewnym wyliczeniom.
Co by się stało, gdyby nagle wszystkie ciężkie ciężarówki w Europie zostały zastąpione pojazdami elektrycznymi? Właśnie na to pytanie postanowili odpowiedzieć specjaliści marki Scania. Oszacowali oni jak wiele pełnowymiarowych zestawów jeździ obecnie po Europie na trasach dalekobieżnych i jak duże byłoby ich zużycie prądu w przypadku całkowitego przejścia tych pojazdów na napęd elektryczny. Następnie porównano to z całą roczną produkcją energii, którą odnotowuje się na naszym kontynencie.
Według scaniowskich wyliczeń, łączne potrzeby transportowe Europy opiewają na około 6,2 miliona ciężarówek, przejeżdżających w skali roku łącznie 140 000 000 000 000 kilometrów (140 bilionów). Przy założeniu obecnej efektywności silników elektrycznych, do wykonania takiego przebiegu potrzebne byłoby około 175 terawatogodzin energii. Za to łączna roczna produkcja energii elektrycznej w wszystkich krajach europejskich to 2800 terawatogodzin.
W praktyce oznacza to, że cały dalekobieżny transport drogowy potrzebowałby około 6 procent całej energii elektrycznej wytwarzanej w Europie. Scania określa to odsetkiem zaskakująco niskim, a przy okazji podaje następujący wniosek – sama dostępność prądu ewidentnie nie jest problemem, lecz pozostaje pytanie, jak doprowadzić ten prąd do samochodów ciężarowych. Dlatego też Scania angażuje się nie tylko w rozwój ładowarek na parkingach, ale też dalej testuje ciężarówki z pantografami za kabiną.