Dramat z kontenerami na ośmiu osiach: historia kierowcy, który staranował policjanta

W nawiązaniu do tekstu:

Woził kontenery i wjeżdżał w policjantów – jednego ranił, drugiego zabił

Policjanci mieli zakaz zatrzymywania tej ciężarówki – afera z tragedią w tle

Kierowca ciężarówki celujący w policjantów na motocyklach to historia, która wstrząsnęła Niderlandami. Mężczyzna przebywa obecnie w areszcie i czeka na już trzeci proces w swojej karierze. Będzie on dotyczył śmiertelnego potrącenia 47-letniego policjanta, który próbował zatrzymać go do kontroli w Rotterdamie. A w międzyczasie pojawiło się sporo nowych informacji, które czynią całą opowieść bardziej kompletną.

Jak podaje lokalny dziennik „AD.nl”, 46-letni kierowca nazywa się Edwin M. i pochodzi z małej miejscowości Melissant pod Rotterdamem. Tam firmę transportową założył jego dziadek, następnie prowadził ją ojciec, a niedawno przejął ją starszy brat. Edwin od dziecka wychowywał się więc wśród ciężarówek, rodząc w sobie wielką pasję i bardzo szybko zdobywając rozgłos w branży. Już w wieku 15 lat kupił zabytkowego DAF-a z silnikiem przed kabiną, by kolejne 2 lata poświęcić jego własnoręczny remont.

Firma z Melissant wyspecjalizowała się w transporcie kontenerów morskich, pozostając niewielkim, rodzinnym przedsiębiorstwem. Gdy tylko Edwin M. uzyskał uprawnienia do jazdy, natychmiast zatrudnił się tam jako kierowca, odbierając kontenery z Rotterdamu i rozwożąc je po okolicy. By natomiast zyskać przewagę nad konkurencją, zmodyfikował swoją ciężarówkę w kontrowersyjny sposób.

Tutaj wyjaśnię, że w Niderlandach najwyższe DMC normatywnej ciężarówki to 50 ton, a kontenery często przewożone są przez zestawy siedmioosiowe. Są to trzyosiowe ciągniki z czteroosiowymi, rozpinanymi naczepami lub też czteroosiowe podwozia z trzyosiowymi przyczepami. Swoją drogą, to właśnie takie pojazdy sprowadza się do Polski jako „stonogi”. Tymczasem Edwin M. postanowił połączyć czteroosiowego DAF-a 95XF z czteroosiową przyczepą na obrotnicy i bliźniakach. Łącznie miał więc osiem osi, co zdarza się już wyjątkowo rzadko. W praktyce pozwoliło to osiągać nawet 70 ton masy całkowitej bez przekraczania nacisków na osie. Co też ciekawe, ósma oś musiała zostać dołożona niefabrycznie, a dopuszczenie jej do ruchu udało się zorganizować dopiero w organizacji TÜV, po przewiezieniu pojazdu do Niemiec.

Ośmioosiowa konfiguracja najwyraźniej sprawdziła się w praktyce, wszak Edwin M. trzymał się jej także przy wymianie ciężarówek na nowsze. Po modelu 95XF podpiął czteroosiową przyczepę do DAF-a XF105, a następnie też do XF Euro 6. Był jednak pewien problem, którego nie mógł wyeliminować – w związku z bardzo dużą ilością kół, ośmioosiowa ciężarówka była z daleka rozpoznawalna, działając na służby kontrolne niczym magnes. I tutaj trzeba przyznać, że Edwin M. absolutnie nie miał predyspozycji do poruszania się takim pojazdem.

Jak twierdzą osoby z otoczenia kierowcy, mężczyzna miał problem z radzeniem sobie z gniewem, bardzo szybko popadając w skrajne emocje. Uchodził również za samotnika, z którym trudno było nawiązać kontakt. Ponadto Edwin M. miał przywiązywać gigantyczną wagę do rodzinnej firmy, założonej przez dziadka już w 1947 roku. Łatwo się więc domyślać jakie reakcje wzbudzały w nim niekończące się kontrole oraz kary za przekroczenie masy  całkowitej. I tak dochodzimy do pierwszej tragedii, do której doszło w 2015 roku. Policjant na motocyklu ściągnął wówczas ośmioosiowy zestaw z autostrady A15, chcąc wystawić karę za przeładowanie. Policyjny motocykl został jednak uderzony przez ciężarówkę, a funkcjonariusz wyszedł z tego z amputowaną ręką, zapadniętym płucem oraz sześcioma złamanymi żebrami.

W jaki sposób kierowca zdołał zachować uprawnienia po tak poważnym wypadku? W sądzie udało mu się udowodnić, że uderzył w policyjny motocykl, gdyż znalazł się on w tak zwanym „martwym polu”. Stwierdzono też, że Edwin M. nie wykazuje problemów psychicznych, które dyskwalifikowałyby go z jazdy. Sąd uznał to za nieszczęśliwy wypadek, przyznał karę 236 godzin prac społecznych i pozwolił kierowcy zachować uprawnienia. Ośmioosiowy DAF wrócił więc na drogi, a policyjny nadzór nad ciężarówką tylko się zaostrzył.

Kontrole ciężarówki nieustannie się powtarzały, a między kierowcą oraz policjantami dochodziło do coraz poważniejszych napięć. Rodzice Edwina M. twierdzili wręcz, że otrzymają od policjantów anonimowe telefony z groźbami śmierci. Skarżyli się też na funkcjonariuszy obserwujących ich firmę oraz wnioskując o badania psychologiczne dla ich syna. Sami policjanci przyznają, że chcieli mieć firmę na oku, by wiedzieć jakich ciężarówek obecnie używa i które pojazdy mogą przekraczać dopuszczalną masę całkowitą. Telefonicznym groźbom całkowicie jednak zaprzeczają.

W 2019 roku Edwin M. miał kolejny wypadek, w którym potrącił starszą kobietę, przejeżdżającą rowerem przez drogę. Również i tutaj wskazano na nieszczęśliwy wypadek, obserwacja psychologiczna nie wykazała nieprawidłowości, a kontakty z policją uległy jeszcze większemu pogorszeniu. W międzyczasie wydano też oficjalne zalecenie, by policjanci na motocyklu nigdy nie zatrzymywali czerwonego, ośmioosiowego DAF-a z firmy z Melissant. Mieli tego dokonywać tylko funkcjonariusze w samochodach, z uwagi na bezpieczeństwo. Wielu motocyklistów w mundurach nie kryło jednak oburzenia tym zaleceniem, widząc tym po prostu zezwolenie na łamanie przepisów. I właśnie dlatego 47-letni policjant imieniem Arno de Korte, jadący na oznakowanym motocyklu, wystawił 7 lipca sygnał do zatrzymania…

Funkcjonariusz chciał ściągnąć niesławnego DAF-a z drogi, a zamiast tego został przez ciężarówkę uderzony, odnosząc śmiertelne obrażenia. Jego ciało było ciągnięte na dystansie kilkuset metrów, po czym spadło z ciężarówki i pozostało na jezdni. Kierowca ciężarówki pojechał zaś dalej, najpierw udając się na rozładunek, a następnie jak gdyby nigdy nic wracając do domu.