Dostał 74 tys. euro dopłaty do elektryka, nadal zapłacił 2,4 razy więcej niż za diesla

Elektryczne Volvo FH we flocie Meyership

Między innymi przez zaporowe opłaty drogowe dla ciężarówek z silnikami diesla, europejskie władze chcą przyspieszyć przesiadkę przewoźników na pojazdy elektryczne. Tymczasem z Norwegii dociera przypomnienie o pewnym bardzo poważnym problemie – to wyjątkowo wysokie ceny elektryków, które tworzą barierę zwłaszcza dla mniejszych przedsiębiorców.

Państwowa, norweska telewizja NRK zacytowała dyrektora generalnego firmy transportowej Meyership. Stwierdził on, że przy obecnym wsparciu ze strony władz przewozy drogowe jeszcze przez wiele będą opierały się głównie na dieslu. Jak bowiem wynika z jego doświadczeń, nawet po otrzymaniu państwowej dopłaty na poziomie 839 tys. koron, zakup elektrycznego ciągnika był o 240 procent droższy niż inwestycja w ciężarówkę spalinową.

839 tys. koron to w przeliczeniu 74 tys. euro. Można więc powiedzieć, że to ponad połowa wartości nowego ciągnika z dieslem, już w norweskiej, trzyosiowej konfiguracji. Skoro natomiast po tak wysokiej dopłacie elektryk okazał się 2,4 razy droższy, koszt zakupu ciężarówki akumulatorowej musiał wynosić około 400 tys. euro.

Inna sprawa, że w Polsce przewoźnicy nadal nie mogą liczyć na żadną dopłatę tego typu, a w omawianej Norwegii przyznano je już dla 420 ciężarówek. Co więcej, norweski rząd stale zwiększa przeznaczane na to środki, w 2022 roku oferując przewoźnikom łącznie 750 milionów koron, natomiast na rok bieżący przygotowując już 1,4 miliona koron. Nie muszę więc chyba wyjaśniać, w jakiej sytuacji stawia to polskie firmy transportowe…