Ciężarówka stworzona, by ją zakopywać – hydraulika i wydmuch pomagały wyjechać

Autor tekstu: Krystian Pyszczek

W zeszłorocznym artykule „Ciężarówki z kabinami i zabudowami z betonu – Anglicy zbudowali kilkaset sztuk” opisywałem dla was niezwykły brytyjski wynalazek, który zakładał przerabianie ciężarówek na mobilne bunkry. Tego typu prowizoryczny sprzęt w czasie II wojny światowej miał przede wszystkim chronić lotniska przed atakiem spadochroniarzy i ostatecznie nigdy nie został użyty w walce. Wydawać się by się mogło, iż w późniejszych latach pomysł przerabiania pojazdów kołowych na mobilne fortyfikacje całkowicie upadł. Okazuje się jednak iż tak nie było, bowiem podobne konstrukcje opracowane zostały także w ZSRR w okresie zimnej wojny.

Współczesne mobilne stanowisko dowodzenia na bazie Jelcza:

Kontener z modułem dowodzenia wyprodukowany przez Zamet-Głowno Sp. z.o.o., Sp. k.

Generalnie rzecz biorąc jednym z najwrażliwszych punktów na polu walki są stanowiska dowodzenia, będące mózgiem każdej operacji militarnej. W warunkach współczesnej wojny, prowadzonej głownie przy użyciu pododdziałów zmechanizowanych, muszą się one nieustannie przemieszczać za posuwającymi się do przodu oddziałami. Co więcej są one również mocno narażone na przeciwdziałanie potencjalnego przeciwnika, który atakując takie obiekty może zakłócić cały łańcuch dowódczy. Nic zatem dziwnego, iż w większości współczesnych armii buduje się mobilne stanowiska dowodzenia najczęściej oparte na standardowych ciężarówkach terenowych. Oczywiście wykazują się one sporą mobilnością pozwalającą na prowadzenie wojny manewrowej, jednak brak odpowiedniego pancerza sprawia, iż nadal są mocno narażone na ataki lotnictwa, artylerii i broni masowego rażenia. W czasie trwania zimnej wojny Rosjanie doskonale zdawali sobie z tego sprawę, dlatego też w latach 50-tych zaczęli pracę nad mobilnym bunkrem, a cały projekt otrzymał kryptonim „Strzała”.

„Strzała”:

Trzeba przyznać, iż przedsięwzięcie to było bardzo pomysłowe. Za bazę dla całego projektu miało bowiem posłużyć ciężkie ciężarowe podwozie: nie wiadomo dokładnie jakie, choć podejrzewam iż mógł to być ciągnik artyleryjski MAZ-535 . Następnie na całość nałożono bardzo przestronne, wzmocnione nadwozie, które w swoim wnętrzu miało mieścić kilkunastu wysokich rangą wojskowych wraz ze wszelkim niezbędnym sprzętem służącym do komunikacji z podległymi oddziałami. Oczywiście taka ciężarówka nadal mogła stanowić łatwy cel dla przeciwnika, dlatego też pierwotna koncepcja zakładała, iż cały pojazd miał być dosłownie zasypywany w ziemi, tak aby obniżyć jego wykrywalność oraz zniwelować wrażliwość na wrogie środki bojowe. Pierwszy prototyp „Strzały” ukończony został już w 1965 roku, jednak bardzo szybko pomysł został zarzucony przez ministerstwo obrony. Władze w Moskwie twierdziły, iż całość jest po prostu zbyt droga i skomplikowana, bo o ile wjazd do wykopanego wcześniej dołu nie stanowił problemu, tak późniejsze wydobycie ciężarówki z ziemi wymagało nieco więcej pracy. Łatwo się domyślać dlaczego.

MAZ-543:

Cały projekt przeleżał w przysłowiowej szufladzie około 10 lat, po czym postanowiono go wznowić, tym razem po nazwą „Reduta”. Całość gotowa była w 1978 roku, przy czym tym razem w roli podwozia wykorzystano na pewno ciężki białoruski ciągnik MAZ-543V, pierwotnie przeznaczony do transportu pocisków balistycznych. Ten blisko 11,5 metrowy potwór jako źródło napędu wykorzystywał 38,8-litrowy motor V12 o oznaczeniu D12A-525A, który generował 525 KM mocy oraz 2206 Nm momentu obrotowego. Całość przekazywana była za pośrednictwem zaledwie 3-biegowej skrzynią hydromechanicznej, trafiając na wszystkie 8 kół, a ładowność tego giganta wynosiła imponujące 20 ton. Jeśli natomiast chodzi o spalanie, to przy odpowiednio ekonomicznej jeździe kierowca był w stanie zmieścić się w… 80 litrów na 100 kilometrów.

„Reduta”:

Na tę imponującą, białoruską ciężarówkę nałożony został kanciasty kadłub o powierzchni użytkowej 26 metrów kwadratowych, który był w stanie pomieścić 10 oficerów oraz 2 członków załogi. Mieli oni do dyspozycji wszelki niezbędny do dowodzenia sprzęt na który składał się m.in. stół dowódcy, telewizor, kilka radiostacji, czy też biurka wyposażone w wysuwane półki z telefonami. Pamiętano też, że pojazd ma być w większości zakopywany,  dlatego też ciężarówka posiadała specjalistyczne systemy ogrzewania oraz wentylacji. Jeśli natomiast chodzi o masę tego wynalazku to dochodziła ona do około 40 ton.

„Reduta” w czasie zakopywania:

„Reduta” po podniesieniu się z ziemi: Wnętrze pojazdu:

Ukończona „Reduta” była szeroko prezentowana wysokim rangą wojskowym z ministerstwa obrony do końca lat 70-tych. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku poprzednika, także tutaj  ciężarówka-bunkier miała wjeżdżać do wykopanego wcześniej dołu, po czym była ona zasypywana przy użyciu spychacza. Wyjazd natomiast możliwy był dzięki specjalnym urządzeniom zamontowanym na dachu które wydmuchiwały ziemię, a także sześciu wspornikom hydraulicznym (w tym jednym z przodu), które podnosiły całość do góry. Tym samym rozwiązano problem stwierdzony u poprzednika.

Trzeba przyznać, iż cała ta koncepcja miała na papierze sporo sensu, ale jak to w ZSRR często bywało, w praktyce nie spisywała się zbyt dobrze. Generalnie pojazd dosyć często miał trudności z samodzielnym wyjechaniem spod ziemi, a koszt jego produkcji był naprawdę rekordowy. Ten ostatni czynnik był szczególnie ważny, bowiem wraz z początkiem lat 80-tych radziecka gospodarka zaczęła się sypać niczym domek z kart, co ostatecznie doprowadziło do rozpadu tego państwa. Sama „Reduta” natomiast została przewieziona na teren Akademii Inżynierii Wojskowej w obwodzie moskiewskim, gdzie składowana jest pod przysłowiową „chmurką” do dnia dzisiejszego.

„Reduta” współcześnie: