Wyższa moc przy jednocześnie niższym spalaniu? Takie cuda jak najbardziej się zdarzają, w ramach tak zwanego „chip tuningu”, czyli zmiany oprogramowania silnika. Trzeba przyznać, że to stosunkowo popularna forma modyfikacji, spotykana zarówno w bardzo efektownych pojazdach, jak i w zwykłych wołach roboczych o niewyróżniającym się wyglądzie.
Teraz w tej sprawie może się jednak pojawić pewien problem. Niewykluczone, że służby kontrolne zaczną wyłapywać zmienione oprogramowania, tak samo jak dzisiaj szukają dodatkowego oświetlenia, niefabrycznych kierownic, czy trójników wydechu. Wskazują na to warsztaty pod hasłem „SCR/Adblue manipulation Masterclass”, przeprowadzone w policyjnym ośrodku szkoleniowym w Danii, z udziałem służb kontrolnych z 12 krajów.
Zdjęcie z omawianych warsztatów:
Prezentacja radiowozu:
Wśród zaproszonych gości byli między innymi przedstawiciele polskiego ITD, a także ich koledzy po fachu ze Słowacji, Niemiec, Norwegii, Szwajcarii, Holandii, Belgii, Irlandii, Finlandii, Węgier oraz Austrii. Jeśli natomiast chodzi o tematy poruszane przez duńskich szkoleniowców, to znalazł się wśród nich właśnie „chip tuning” samochodów ciężarowych. Zagadnienie to przedstawiano od strony negatywnego wpływu na emisję szkodliwych spalin, co podobno może być skutkiem ubocznym przy zmianie silnikowego oprogramowania.
Jeśli Inspekcja Transportu Drogowego podłapie od Duńczyków ten temat, jest bardzo możliwe, że „chip tuning” również w Polsce znajdzie się na cenzurowanym. Jak natomiast miałyby wyglądać jego kontrole? Organizatorzy szkolenia mieli już na to pytanie pewną odpowiedź, również prezentując ją polskim inspektorom. Był to specjalny, nieoznakowany radiowóz, który w ciągu 15 sekund – jadąc za kontrolowaną ciężarówką – jest w stanie zmierzyć ilość emitowanych tlenków azotu, a więc substancji szczególnie niebezpiecznych dla człowieka i bezpośrednio związanych z oprogramowaniem i ekologicznym osprzętem.
Źródłowy komunikat GITD znajduje się tutaj.
