Byłe polskie ciężarówki w Arabii Saudyjskiej – od pięknego SK po rozpadające się TGA

Fot. Instagram „oldskooltrucks08”

Gdyby ten Mercedes potrafił mówić, a nie tylko pięknie klekotać swoją 14,6-litrową, podwójnie doładowaną „V-ósemką”, na pewno miałby do opowiedzenia niejedną historię. Byłaby to opowieść o wożeniu cementu po górzystej Hiszpanii, tułaniu się po dziurawych drogach przedunijnej Polski, a następnie podróży do dalekiej Arabii Saudyjskiej i rozpoczęciu zupełnie nowego życia w tamtejszych, wyjątkowo ciężkich warunkach.

Pamiątki po wszystkich tych etapach ciężarówka nosi na sobie do dzisiaj. Na atrapie chłodnicy oraz bokach kabiny ostały się jeszcze oznaczenia hiszpańskiej firmy Arids Catalunya, zajmującej się produkcją materiałów budowlanych. Jest też typowe dla Hiszpanów oznaczenie „SP” na zderzaku, obowiązkowe dla wszystkich samochodów wykonujących na drogach usługi. A przy okazji ta hiszpańska przeszłość może wyjaśniać obecność najmocniejszego w gamie, 530-konnego silnika. Był on oferowany tylko w latach 1994-1998 i słynął bardziej z wytrzymałości niż z dynamiki.

Kolejny element układanki to polskie rejestracje. Na zderzaku widać tablicę z województwa mazowieckiego, jeszcze z flagą na niebieskim polu, a więc wydaną w latach 2000-2006. Po odpracowaniu swojego w Hiszpanii Mercedes musiał więc trafić do naszego kraju, będąc wówczas jeszcze całkiem świeża i kosztowną ciężarówka. Z oznaczeniem „1853” mógł wręcz wzbudzać na drodze respekt, wszak w tym samym czasie polscy przewoźnicy powszechnie kupowali Mercedesy Actrosy w 400-konnych wydaniach 1840 lub 1841.

Kolejny przystankiem musiała zaś być Arabia Saudyjska. Wskazują na to obecne, saudyjskie rejestracje ciężarówki, przykręcone do tablicy z Polski. Tutaj od razu wyjaśnię, że Saudyjczycy mają taki bardzo dziwny zwyczaj. Gdy rejestrują u siebie sprowadzoną ciężarówkę, często nie zdejmują z niej dawnych oznaczeń, a właśnie przykręcają do nich swoje nowe rejestracje. Na drogach spotkamy więc ciężarówki z polskimi, niemiecki, francuskimi, czy hiszpańskimi tablicami, nadal wystającymi spod wąskich tablic saudyjskich. Być może jest to jakaś forma lokalnego „szpanu”, albo po prostu skrajna forma rozleniwienia.

Trzeba też przyznać, że jak na Arabię Saudyjską ten Mercedes wygląda naprawdę świetnie. Nadwozie jest kompletne, to samo można powiedzieć o dodatkach, felgi błyszczą się jak nowe, a przy tym nie zastosowano żadnych dziwnych naklejek. Ciężarówka albo więc dopiero trafiła do tamtego kraju, ale ma gigantyczne szczęście do swoich właścicieli. Gdy bowiem przejrzałem saudyjskie ogłoszenia z używanymi pojazdami, trafiłem na naprawdę nieprzyjemne obrazy. Samochody świeżo sprowadzone, zwykle są ładne, świeże i zadbane. Za to egzemplarze zarejestrowane już na miejscu i ewidentnie pracujące w lokalnym transporcie wyglądają jak ciężarówki z Afryki, a nie z bogatej Arabii.

Tak dla przykładu, poniżej możecie zobaczyć dwa MAN-y TGA z 2006 roku, oba sprzedawane już przez saudyjskich właścicieli, ale nadal mające na sobie oznaczenia polskich przewoźników. Ten niższy nosi ślady oklejenia z firmy Mexem i reklamowany jest jako czysty oraz używany tylko sporadycznie. Na dowód podaje się stan licznika, wynoszący zaledwie 800 tys. kilometrów oraz zadbane wnętrze. Wyższa wersja XXL ma zaś na boku charakterystyczne godło Polski oraz napis „Limited Edition”, czyli wyróżniki znanej kiedyś firmy Breviter. A jego stan wizualny to już po prostu dramat.