Autotransporter z kabiną nad zabudową – poważny sposób na dyskryminujące przepisy

W dzisiejszych autotransporterach spotkamy bardzo niskie nadwozia, na których umieszcza się przedłużenie zabudowy i przewozi dodatkowy samochód. Wygląda to w ten sposób nie tylko w Europie, ale też na przykład w Ameryce Północnej. Za to w połowie ubiegłego wieku można było spotkać autotransportery o zupełnie odwrotnym układzie nadwozia. Kabina była w nim montowana wyjątkowo wysoka, by pod jej podłogą stworzyć miejsce na dodatkowy samochód. Więcej o tym zaskakującym wynalazku opowie nam Krystian Pyszczek.

W latach 40-tych i 50-tych wiele amerykańskich stanów mocno ograniczyło długość ciężarówek, a najbardziej restrykcyjne normy obowiązywały w stanie Illinois. Tamtejsze władze bardzo mocno lobbowały za rozwojem kolei, co przejawiało się w ograniczeniu praktyczności ciężarówek, ustalając maksymalną długość zestawu na zaledwie 10,6 metra! Takie przepisy bardzo mocno uderzały w przewoźników, a najbardziej poszkodowani w tym aspekcie byli producenci samochodów, którzy na standardową ciężarówkę mogli załadować co najwyżej 4 auta. Cała ta sytuacja szczególnie nie podobała się lokalnym dealerom Forda, którzy zrobili wszystko aby zmieścić na jednym zestawie jeszcze jeden dodatkowy samochód.

Popularne modele Forda z 1947 roku, długie na 4,8 metra:

Oczywiście zadanie „upchnięcia” pięciu samochodów na nieco ponad 10-metrowym zestawie nie było łatwe: wystarczy chociażby wspomnieć, iż nadwozia zwyczajnych amerykańskich osobówek z końca lat 40-tych liczyły prawie 5 metrów długości, a w przypadku modeli luksusowych marek wartość ta była niejednokrotnie jeszcze większa. Dlatego też do pracy nad całym projektem zaangażowano zespół składający się nie tylko inżynierów Forda: w projektowaniu pomagali m.in. konstruktorzy pochodzący z konkurencyjnego koncernu General Motors, a za wykonanie całości odpowiedzialna była firma Arco Auto Carriers z siedzibą w Chicago, w stanie Illnois.

Standardowy Ford F-8:

W ten oto sposób pod koniec lat 40-tych powstał prawdopodobnie najbardziej niezwykły autotransporter w historii. DeArco Special, bo taką nazwę nosiła omawiana ciężarówka, powstał na bazie standardowego Forda F-8, czyli klasycznego ciągnika siodłowego z wysuniętą do przodu maską. Oczywiście taki układ nie mógł sprawdzić się w transporcie samochodów, dlatego całość przebudowano tak gruntownie, iż gotowy produkt w niczym nie przypominał oryginału. Przede wszystkim wrażenie robiła bardzo wysoko umieszczona szoferka, której podłoga wznosiła na wysokość prawie 2,5 metra nad ziemią! To też sprawiało, że przebudowana ciężarówka była około trzykrotnie wyższa od standardowego Forda F-8!

DeArco Special przy standardowej ciężarówce z tego okresu:

W tym szaleństwie była jednak metoda. Ogromna wysokość szoferki wynikała z tego, iż w przestrzeni pod kabiną wygospodarowano miejsce na wspomniany już, dodatkowy samochód. Zdjęcia z epoki oraz zachowane rysunki patentowe pokazują, iż maska przewożonej osobówki znajdowała się dokładnie pomiędzy miejscem pracy kierowcy, a silnikiem i przednimi kołami ciężarówki. Samochód ten umieszczano też pod kątem, by pod tylną częścią jego podwozia mieściło się kolejne auto. To pozwalało umieścić łącznie trzy auta na podwoziu ciężarówki i kolejne dwa na przyczepie.

Rysunek z układem pojazdu:

Jak natomiast rozwiązano to wszystko od strony technicznej? Elementy mechaniczne, takie jak 145-konny silnik V8, układ kierowniczy, hamulce i skrzynię biegów pozostawiano w podwoziu ciężarówki tuż nad przednimi kołami, a następnie poprowadzono z nich wyjątkowo długie połączenia do kabiny. Dla przykładu wspomina się, iż sam kabel prędkościomierza liczył aż 5,5 metra długości. Jedynym wyjątkiem w tej kwestii były dwa zbiorniki paliwa o łącznej pojemności 450 litrów. Z braku miejsca między osiami, te również zamontowano „na wysokości”, a konkretnie w specjalnej nadbudówce przytwierdzonej do tylnej ściany szoferki. Co ciekawe kierowca posiadał na desce rozdzielczej specjalny przełącznik, dzięki którym mógł w czasie jazdy wybierać z którego zbiornika pobierane było paliwo. Poza tym wlew paliwa znajdował się na szczycie tej nadbudówki, więc nawet wąż do paliwa musiał być wielometrowy. Na tym jednak nie kończyły się wyjątkowe cechy autotransportera DeArco. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na nietypowe nadwozie wykonane po prostu z blachy falistej, a ogromne lusterka, czy też niezbyt urodziwy grill pochodzący z samochodu osobowego marki Nash. Ciekawa była również sama przyczepa, bowiem jej koła mogły skręcać w przeciwnym kierunku do przedniej osi ciężarówki, co znacząco poprawiało zwrotność.

DeArco z ładunkiem pięciu Fordów z 1949 roku, o długości 5 metrów każdy:

A jak tym się jeździło w praktyce? Udało mi się odnaleźć wspomnienia niejakiego Caral Vollera, kierowcy, który miał okazję pracować na tym niezwykłym zestawie. Zaczynając od wad wspominał przede wszystkim o dosyć trudnym wsiadaniu i wysiadaniu: Pan Voller w tym drugim przypadku po prostu zeskakiwał z szoferki, co jego zdaniem miało potem niebagatelny wpływ na jego obolałe kolana. Dodatkowo podczas jazdy w mieście i po parkingach ogromnym problemem były martwe pola: szczególnie trudna okazywała się być obserwacja drogi znajdującej się tuż przed samą ciężarówką. Także prowadzenie zestawu w trudną pogodą stanowiło spore wyzwanie, z uwagi na podatność na wiatr. Mimo to wspomnienia Pana Vollera związane z DeArco mają o dziwo wydźwięk pozytywny. Amerykanin twierdził, iż pod względem technicznym była to solidna i przemyślana konstrukcja, a jazda autostradą nie należała do trudnych. Szczególnie dobrze jeździło się podobno w nocy, gdyż kierowca nie był oślepiany przez reflektory innych samochodów.  Paradoksalnie największy problem w użytkowaniu omawianego pojazdu stanowili podobno przypadkowi gapie oraz inni użytkownicy drogi: ci pierwsi niemal zawsze otaczali tłumem niezwykłą ciężarówkę gdziekolwiek się tylko ona pojawiła, natomiast kierowcy bardzo często zrównywali się z zestawem  i go po prostu oglądali, przy okazji blokując także lewy pas.

DeArco ze zmodyfikowaną szoferką, o mniejszym „martwym polu”:

Co jednak najważniejsze DeArco okazał się tak udany, iż podobno planowano jego masową produkcję. Sami konstruktorzy nie pozostali głusi na uwagi kierowców dotyczące słabej widoczności, przez co z czasem ciężarówka otrzymała dodatkowe okna w dolnej części kabiny. Ponadto pracowano nad przystosowaniem zestawu do samochodów innych marek, dzięki czemu także inni producenci mogliby z niego korzystać. Te śmiałe plany nigdy się jednak nie ziściły. Spowodowane było to faktem, iż z czasem złagodzono restrykcje dotyczące długości zestawu, a w amerykańskich autotransporterach zaczęły pojawiać się specjalne platformy umożliwiające umieszczenie dodatkowego samochodu tuż nad kabiną kierowcy, tak jak ma to miejsce także dziś.W efekcie DeArco pozostał jedynie prototypem, który jednak dzielnie pracował przez dosyć długi czas.

Niestety dalsze losy tej ciężarówki nie są obecnie znane. Co jednak ciekawe koncepcję umieszczania samochodów pod kabiną podchwycili także inni konstruktorzy: udało mi się natrafić na zdjęcia co najmniej dwóch innych zestawów w których zastosowano podobne rozwiązania. Oczywiście trudno mówić o nich w kontekście pojazdów urodziwych, ale jak widać w tym przypadku sprawdzała się stare powiedzenie: „Jeśli coś wygląda na głupie, ale działa, to znaczy, że wcale nie jest głupie”. Poza tym warto wspomnieć, że w omawianym okresie Amerykanie nie stronili od jakichkolwiek eksperymentów, byle tylko zwiększyć przestrzeń ładunkową. Jakiś czas temu mogliście to też zobaczyć w kwestii kabin sypialnych, opisywanych przez Filipa w tym artykule: Kierowca spał między przednimi kołami, by dało się załadować o jedno auto więcej

Przykłady pojazdów z podobnym rozwiązaniem:

Sypialnia między kołami: