Skoda testuje dwie ciężarówki marki Framo – elektryki mają tylko 80 km zasięgu

Do fabryki marki Skoda w Mladá Boleslav trafiły dwa szczególne ciągniki siodłowe. Każdy z nich oferuje zaledwie 80 kilometrów zasięgu, po czym około 4,5 godziny musi spędzić przy ładowarce. Nie brzmi to zbyt sensownie, więc spójrzmy dlaczego Czesi zdecydowali się na tego typu wynalazki.

Elektryczne ciągniki siodłowe dotarły do Skody na początku października, a ich dostawcą okazała się niemiecka firma Framo. To przedsiębiorstwo wyspecjalizowane w elektryfikowaniu MAN-ów, co od razu wyjaśnia nietypowy wygląd ciężarówek. To tak naprawdę MAN-y TGX poprzedniej generacji, w których spalinowy napęd został zastąpiony elektrycznym, a przednie atrapy chłodnicy zasłoniono gładkimi panelami.

Czeska fabryka będzie testowała te pojazdy do maja, w ramach wewnętrznego, zakładowego transportu. Taka forma przewozów jest niejako koniecznością, z uwagi na niewielki zapas energii w akumulatorach. Przy założeniu zużycia prądu 200 kWh/100 km, około 4,5-godzinne ładowanie ma być konieczne już po przejechaniu 80 kilometrów. Z tego też powodu w fabryce ustawiono specjalny, ciężarowy punkt ładowania.

A jakie są z tego wszystkiego korzyści? Na pewno sporo można powiedzieć o względach ekologiczno-marketingowych. Skoda chce bowiem używać elektrycznych ciężarówek przy przewozie podzespołów do produkcji elektrycznych aut osobowych. W ten sposób proces produkcyjny ma emitować o 60 ton mniej CO2 w skali roku.

Dla zainteresowanych dodam, że podobna ciężarówka marki Framo była kiedyś bohaterem artykułu o cenach. Padły przy tym wyjątkowo wysokie kwoty: Ile kosztuje ciężarówka na prąd – 380 tys. euro netto za podwozie pod kontenery BDF