6-letni ciągnik z ponad 20-letnim silnikiem – 350 tys. dolarów za legalną prostotę

Już za kilka dni kalendarze wskażą rok 2024. Wraz z tą zmianą daty wiele używanych ciężarówek Euro 6 skończy okrągłe dziesięć lat, unijne władze prawdopodobnie zatwierdzą nową normę Euro 7, na Węgrzech oraz w Austrii zaczną obowiązywać opłaty zależne od emisji CO2. Poza tym pod koniec 2024 roku nastąpi przymusowa wymiana tachografów, obejmująca na unijnych trasach międzynarodowych nawet pojazdy używane. Mówiąc więc krótko, pod względem ekologicznego oraz kontrolnego osprzętu sprawy pójdą jeszcze bardziej do przodu. Dlatego, w ramach kontrastu, przyjrzymy się teraz historii z USA, gdzie ktoś właśnie wydał fortunę za uniknięcie tego typu wymagań…

Zacznę od wyjaśnienia, że amerykańskie normy EPA są bardzo podobne do europejskich norm Euro, a pod pewnymi względami wręcz jeszcze bardziej restrykcyjne. Ponadto, po wielu latach zapowiedzi, w 2017 roku Amerykanie zaczęli wymagać zaawansowanych tachografów, które, podobnie jak najnowsze urządzenia z Europy, rejestrują także lokalizację pojazdu. Śmiało można więc powiedzieć, że najnowsze ciężarówki z USA mają równie zaawansowany osprzęt jak nasze. Przez lata w amerykańskich przepisach istniała jednak furtka, która pozwalała uniknąć tego typu wymogów, ciesząc się przy tym praktycznie nową ciężarówką. Polegała ona na klasyfikowaniu pojazdów według daty wyprodukowania silnika, nie zważając przy tym na wiek ramy lub nadwozia.

Powyższa zasada sprawiała, że sporą popularność zyskały tak zwane „glidery” (ang. „szybowce”). Były to ciężarówki wypuszczane z fabryk bez jakiegokolwiek napędu, by następnie trafić do niezależnych warsztatów i zostać tam wyposażonym w używane silniki, skrzynie biegów oraz mosty napędowe, zwykle poddane kompleksowemu remontowi. Pojazdy te otrzymywały w dokumentach rok produkcji z silnika i tym samym były wyjęte spod najnowszych wymagań. Jeśli bowiem był to silnik sprzed 2008 roku, nie musiały posiadać wtrysku AdBlue, a jeśli pochodził on sprzed 2000 roku, nie trzeba było się przygotować do obowiązku montowania tachografu (roczniki poniżej 2000 zwolniono z posiadania tachografów, gdyż ich silniki mogą zwykle nie posiadać odpowiednich złączy diagnostycznych).

Przykładowy glider po opuszczeniu fabryki:

Choć wszystko to brzmi jak niszowa oferta, w pewnym momencie amerykański rynek gliderów zaczął liczyć 10 tys. egzemplarzy rocznie. Sięgali po nie głównie kierowcy-właściciele, którym zależało na maksymalnej prostocie swoich pojazdów. Można było się też spodziewać, że nadejście wspomnianych tachografów tylko zwiększy popularność tego rozwiązania. Na przełomie 2017 oraz 2018 roku amerykański rząd zauważył jednak tę lukę i zaczął wprowadzać przepisy, które miały na celu wyeliminowanie gliderów. Najpierw zastrzeżono, że dany producent może wypuścić na rynek maksymalnie 300 ciężarówek bez napędu rocznie. Następnie pojawiła się zaś zasada, że nowo budowane glidery muszą spełnić podobne wymagania ekologiczne, jak pojazdy całkowite nowe. W praktyce uniemożliwiło to stosowanie bardzo starych silników i dalsza budowa gliderów po prostu nie miała sensu.

Co jednak ważne, glidery sprzed zmiany zasad mogły zachować swoje przywileje. Dlatego ostatnie egzemplarze sprzed „załatania” przepisów, a więc z rocznika 2017, szybko stały się bardzo poszukiwanym sprzętem, mocno zyskującym na wartości. I tak też dochodzimy do sensacyjnego wyniku, który odnotowano 15 grudnia, na aukcji ciężarówek oraz sprzętu budowlanego w amerykańskie stanie Missouri. Dom akcyjny Teter Auction Company wystawił tam Peterbilta 389 z 2017 roku, a najwyższą ofertą złożoną za ten pojazd okazało się 350 tys. dolarów! W przeliczeniu to 315 tys. euro lub 1,36 miliona złotych.

Tak ogromną kwotę, dwukrotnie przerastającą wartość fabrycznie nowego Peterbilta w podobnej konfiguracji, zaoferowano właśnie w związku ze starym silnikiem. Sprzedany pojazd powstał bowiem w 2017 roku jako glider, łącząc nowe wówczas nadwozie z używaną jednostką Caterpillar 6NZ 650. Ten 15-litrowy silnik oferowany w latach 1998-2002, słynął z ogromnej wytrzymałości, miał bardzo prosty osprzęt, a w tej wersji był też bardzo mocny, rozwijając całe 650 KM. W połączeniu z manualną, niezsynchronizowaną skrzynią Eaton Fuller – o 16 biegach do jazdy i 2 biegach pełzających – stworzyło to praktycznie pancerny układ napędowy. Do tego doszła długa lista dodatków, jak pneumatyczne zawieszenie, polerowane felgi, czy ozdobne kominy układu wydechowego, a także naprawdę minimalny przebieg, wynoszący ledwie 35 tys. mil (56 tys. km) przejechanych w branży rolniczej. I choć w amerykańskich warunkach pewną wadą może być krótki rozstaw osi, bez jakiejkolwiek sypialni, wystarczyło to, by pojazd pobił cenowy rekord.

Źródło: BIGtruck.nl