„Smutny Autobus”, czyli kompletnie niezrozumiała akcja Ministerstwa Spraw Wewnętrznych

Zazwyczaj nie wypowiadam się na temat autobusów, bo pozostaje to dla mnie temat praktycznie całkowicie nieznany. Teraz muszę jednak zrobić mały wyjątek, za sprawą akcji promocyjnej zorganizowanej przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Specjaliści od naszego bezpieczeństwa postanowili przygotować 2-minutowe nagranie, którego bohaterem został tytułowy „Smutny Autobus”. Rano włączyłem sobie więc to nagranie do śniadania, tak z czystej ciekawości. Przez pierwsze 1,5 minuty byłem niemalże pewny, że oglądam film będący częścią akcji mającej przeciwdziałać społecznemu wykluczeniu – w autobusie dostrzegałem symbol biednego staruszka, który został już całkowicie odrzucony przez otaczający go świat. Czekałem oczywiście na wybawiciela w postaci młodej, wrażliwej osoby, która poda „staremu autobusowi” pomocną dłoń, wyremontuje go i da szansę na powrót do społeczeństwa. Bardzo się jednak zdziwiłem, zobaczcie sami:

Oczywiście, zgadzam się z twierdzeniem, że rozpadające się pojazdy nie powinny wozić dzieci, ani nawet nikogo innego. Nie mam też nic przeciwko złomowaniu starych autobusów, oczywiście do póki nie są to unikalne egzemplarze rzadkiego modelu. Jeśli ktoś jest mi jednak w stanie wytłumaczyć sens stworzenia tego konkretnego filmu, to stawiam mu duże piwo. Po co MSW postanowiło stworzyć nagranie, które wzbudzi w ludziach smutek i współczucie, żeby zakończyć je wielkim „TRACH!”? Po co w ogóle MSW nadało staremu autobusowi cechy ludzkie, które najpierw bardzo wyraźnie się podkreśla, natomiast na koniec całkowicie im zaprzecza, brutalnie niszcząc głównego bohatera? Boję się w ogóle myśleć, co wyobrażają sobie kilkuletnie dzieci, w których ręce wpadło powyższe nagranie – kilkuletni „ja” miałby zapewne przez kilka dobrych dni problemy z zaśnięciem.

A może afera z niehumanitarnym filmikiem ma po prostu odciągnąć uwagę od afery podsłuchowej? Wiecie – wszyscy zaczną się jednoczyć w sprzeciwie wobec nietypowej akcji MSW i w końcu uda nam się zapomnieć, że w międzyczasie jakiś darmozjad pochłonął obiad za 600 zł opłacony z naszych podatków…