Zawieźli 3 tony lodu z Norwegii do Afryki, Scanią-Vabis bez agregatu chłodniczego

Gdy byłem w Twoim wieku, wiozłem lód na pustynię, ciężarówką bez agregatu – słysząc takie stwierdzenie już mamy przed oczami najbardziej rasowy z „uniwersytetów parkingowych”. Ta historia jest jednak prawdziwa, a przewóz tego typu jak najbardziej miał miejsce. W 1959 roku ciężarówka marki Scania-Vabis pokonała trasę z Norwegii do Gabonu, jej zabudowa faktycznie nie miała agregatu chłodniczego, a ładunkiem były 3 tysiące kilogramów lodu.

W 1958 roku spikerzy Radia Luksemburg pozwolili sobie na żart. Zaproponowali finansową nagrodę dla firmy, która dostarczy lód z koła podbiegunowego na równik, a więc w jedno z najcieplejszych miejsc na ziemi. Transport miał odbyć się bez udziału zabudowy chłodniczej, wszak na tym polegało całe wyzwanie. Oferowano też 100 tys. franków luksemburskich za każdy kilogram lodu, który zdoła dotrzeć na miejsce. W przeliczeniu na dzisiejszą wartość pieniądza, było to około 7 tys. złotych.

Libreville, czyli stolica Gabonu, na mapie świata:

Spikerzy byli pewni, że nikt nie jest w stanie niczego takiego dokonać. Stąd finansowa oferta, na którą radio bezsprzecznie nie mogło sobie pozwolić. A tymczasem wieść o propozycji obiegła Europę i dotarła do Norwegii. Tamtejsza firma Glassvatt, zajmująca się produkcją materiałów izolacyjnych, natychmiast podjęła wyzwanie. Norwegowie poinformowali o tym media i rozpoczęli przygotowania, a tymczasem w Radiu Luksemburg zapanowała panika. Glassvatt było bowiem przekonane, że dowiezie na równik około 3 tony lodu. To natomiast kwalifikowałoby firmę do nagrody w wysokości 300 milionów franków, a więc równowartości 20 milionów dzisiejszych złotych.

Radio Luksemburg oficjalnie odwołało swoją ofertę, musząc w ten sposób nadszarpnąć swój wizerunek. Za to Glassvatt dostrzegło szansę, by odnieść wizerunkowe zwycięstwo. Choć więc nie było już mowy o żadnej nagrodzie, firma kontynuowała przygotowania i zaplanowała swój wyjazd na koniec lutego 1959 roku. Norwegom udało się też zebrać licznych sponsorów oraz uzyskać międzynarodowy rozgłos. Shell zapowiedział ufundowanie paliwa, a Scania zorganizowała za darmo odpowiednią ciężarówkę. Za to Glassvatt miał zająć się zabudową, by perfekcyjnie odizolować ją termicznie.

W takich warunkach kierowało się Scanią-Vabis L75:

1962 Scania-Vabis LT75 2

Ciężarówką była Scania-Vabis L75, a więc nowy model, wprowadzony na rynek w 1958 roku. Samochód ten miał 10,3-litrowy silnik, klasyczny układ nadwozia i występował w dwóch wariantach silnikowych – 165-konnym bez turbiny oraz 205-konnym z turbodoładowaniem. Do Afryki prawdopodobnie wysłano wersję bez turbo, choć niestety nie jestem tego pewien. Wiadomo za to, że był to samochód z napędem na tylko jedną oś, a więc absolutnie nieprzystosowany do pracy na pustyni.

Co też ciekawe, w trasę nie puszczono samochodu zupełnie nowego. Scania-Vabis obawiała się o ewentualne „choroby wielu dziecięcego”, które zrujnowałyby wyprawę i negatywnie wpłynęły na wizerunek firmy. Dlatego zorganizowano egzemplarz, który od pewnego czasu jeździł już po drogach i nie wykazywał żadnych problemów. Samochód ten wypożyczono od szwedzkiej firmy transportowej Inge Nilsson’s Åkeri, która przy okazji dostarczyła też zawodowego kierowcę.

A co z zabudową? Tutaj Glassvatt wykorzystało swój popisowy produkt, mianowicie wysokiej jakości wełnę izolacyjną z włókna szklanego. Jej 25-centymetrowa warstwa otoczyła 3-tonową bryłę lodu, a następnie wszystko zamknięto w metalowej obudowie. Na dachu umieszczono też dodatkowy ładunek, w postaci 300 kilogramów leków dla gabońskiego szpitala w Lambarene. Była to forma charytatywnej pomocy dla mieszkańców biednej, środkowej Afryki. Ponadto zorganizowano dwa samochody dodatkowe, którymi jechali przedstawiciele firmy Glassvatt oraz ekipa kamerzystów. Były to Volkswagen T1 oraz Porsche 356.

Wełna izolacyjna w zabudowie:

Tak przygotowany konwój wyruszył z Mo i Rana, czyli trzeciego największego miasta w północnej Norwegii. Następnie przejechał na południe Europy, po drodze odwiedzając Oslo, Helsingborg, Kopenhagę, Hamburg, Kolonię, Hagę, Brukselę, Paryż oraz Marsylię. W stolicach ciężarówkę witały tłumy, a także organizowano uroczyste przejazdy przy udziale policji. W Marsylii ciężarówka trafiła zaś na statek, skąd wysłano ją na północne wybrzeże Algierii. Tutaj od razu podkreślę, że nie był to prom, a zwykłe statek ładowany przy użyciu portowego żurawia. W latach 50-tych to jeszcze nadal była norma, jako że promy typu ro-ro dopiero rozpoczynały karierę.

W Afryce ciężarówka musiała przejechać przez Algierię, Niger, Nigerię, Kamerun. Po drodze trafiała na tereny objęte działaniami zbrojnymi, a sami uczestnicy wyprawy narażali się na ryzyko porwania. Dlatego sporą część trasy pokonywano w obstawie francuskiej Legii Cudzoziemskiej, a nawet pozwalano ciężarówce pauzować w koszarach. Drugim zagrożeniem były zaś warunki terenowe. Na sporej części trasy trzeba było jechać po prostu po piaskach Sahary, gdyż żadnej drogi nie przewidziano. Jedyny lokalny ruch ograniczał się do wielbłądów, a temperatury sięgały 50 stopni Celsjusza. Norwegowie stale też wiedzieli, że przewożony lód powoli topnieje. Zabudowa była bowiem wyposażona w kranik, który pozwalał upuścić zebraną na dole zabudowy wodę. W owym czasie mówiono, że była to najdroższa woda na świecie, a częstowane nią wielbłądy po raz pierwszy w historii piły prosto z lodowca.

I w takich oto warunkach, po 27 dniach w trasie, całych godzinach spędzonych na odkopywaniu tylnej osi, spaniu w śpiworach na piasku i oczywiście jeździe bez klimatyzacji, Scania-Vabis dojechała do Libreville w Gabonie. Ładunek został wówczas oficjalnie sprawdzony, a Glassvatt mogło obwieścić wielki sukces. W czasie wyjazdu z Norwegii bryła lodu ważyła dokładnie 3050 kilogramów, natomiast do Gabonu udało się dojechać ze stratą 336 kilogramów, a więc w przeliczeniu 11 procent. Bryła nadal ważyła 2,7 tony i w przypadku utrzymania oferty przez Radio Luksemburg oznaczałoby to 17,5 miliona dzisiejszych złotych nagrody. Przy okazji była to też unikalna okazja, by zaprezentować lód mieszkańcom Afryki Środkowej. Większość z nich nigdy czegoś takiego nie widziała, a nawet mogła o tym nie słyszeć.

Po wyprawie ciężarówka została przekazana w ręce specjalistów od międzykontynentalnego, morskiego transportu. Tymczasem załoga wróciła do Norwegii samolotami, będąc kompletnie wyczerpanym. Z powrotem na północ dostarczono też lód, znajdując dla niego uroczyste zastosowanie. Na miejscu został on skruszony i trafił do drinków, które podawano gościom na premierze wyprawowego reportażu. A sama firma Glassvatt przetrwała do dzisiaj, obecnie działając pod marką Glava. Nadal wytwarza materiały izolacyjne, a omawiane przedsięwzięcie zapewniło się stały dostęp do klientów.

Poniżej znajdziecie film, który zawiera wiele fragmentów z oryginalnego reportażu. Całość jest w języku angielskim, a nagrania z trasy są o dziwo kolorowe.