Takimi Tatrami podwójne obsady jeździły w trasy liczące 4 tys. km, przedzierając się przez Syberię

Pod koniec lat 40-tych, do rosyjskiego obwodu magadańskiego zaczęto wysyłać duże ilości samochodów ciężarowych marki Tatra. Były to ciężarówki z serii 111 (powyżej), przeznaczone do wykonywania transportu dalekobieżnego. Miały one obsługiwać przewozy na dystansie nawet 2 tys. kilometrów w jedną stronę. I trzeba przyznać, że był to zupełnie inny transport dalekobieżny, niż ten znany nam dzisiaj.

Obwód magadański to bardzo szczególne miejsce na ziemi. Termometry nierzadko wskazują tam -50 °C, natomiast średnia z całego roku nie sięga nawet -20°C. W latach 50-tych istniała tam ledwie szczątkowa infrastruktura drogowa, a inne formy transportu, niż samochody ciężarowe, po prostu tam nie docierały.

Jednocześnie okolice Magadanu odnotowały po II Wojnie Światowej bardzo szybki rozwój. Przybywało obiektów przemysłowych oraz mieszkańców, a wszystko generowało niemałe potrzeby przewozowe. Z innych części Związku Radzieckiego ściągano praktycznie wszystko – od surowców, po poszczególne rodzaje żywności. Dlatego też ciężarówki musiały masowo kursować na dalekich trasach – do portu na Półwyspie Czukockim lub do Jakucka nad rzeką Leną.

Tatra 111 jako pomnik:

Jak wyglądało przygotowanie do takiej trasy? Każdy kierowca musiał najpierw przepracować rok w warsztacie. Tam uczył się obsługi Tatry 111, poznając specyfikę jej konstrukcji i ucząc się szybkiego usuwania awarii.  Dopiero po tak spędzonym roku uznawano, że kierowca nadaje się na trasy, mogąc sobie na nich poradzić.

W magadańskich warunkach, umiejętność naprawienia pojazdu była jedną z rzeczy wymaganych do przeżycia. Przy temperaturze 50 °C, każda forma utknięcia na trasie mogła skończyć się po prostu zamarznięciem. Tym bardziej, że na trasie praktycznie nie występowały tereny zabudowane i nie było gdzie szukać pomocy. Poprawiono to dopiero w latach 60-tych i 70-tych, gdy co 150 kilometrów zaczęto rozmieszczać punkty ze schronieniem dla kierowców. Choć biorąc pod uwagę średnią prędkość, pokonanie i takiego dystansu mogło być niemałym problemem.

Z technicznego punktu widzenia, Tatry 111 legitymowały się ładownością 10 ton i dysponowały zaledwie 180-konnym silnikiem. Tymczasem Rosjanie nierzadko tworzyli z nich 60-tonowe zestawy, podpinając po dwie 10-tonowe przyczepy. W efekcie taki „pociąg drogowy” osiągał średnią prędkość 25 km/h, a pokonanie jednej trasy mogło trwać aż 20 dni.

Rzut oka na kabinę oraz schowki:

Co też ciekawe, Związek Radziecki zamawiał swoje Tatry w wersjach sypialnych, przystosowanych do ruchu podwójnej obsady. W tym celu przygotowano kabiny, które dzisiaj mogą naprawdę dziwić. Otóż rolę dolnego łóżka pełniła po prostu kanapa, natomiast drugie łóżko wisiało powyżej, na najzwyklejszych łańcuchach. Wszystko to mieściło się w bardzo krótkiej szoferce, pozbawionej jakiegokolwiek przedłużenia.

Tatra pomyślała też o tym, by kierowcy nie musi ograniczać swojej przestrzeni w kabinie. Dlatego też za szoferką zamontowano pionowe schowki, wyposażone w liczne szuflady. Mieściły się tam kanistry z paliwem, łańcuchy oraz pełne zaplecze warsztatowe.

Tak skonfigurowane Tatry przez lata służyły mieszkańcom obwodu magadańskiego. Pomimo wyjątkowo trudnych warunków pracy, Ciężarówki wykazały się ogromną wytrzymałością. Była to zasługa zarówno ich konstrukcji, jak i pochodzenia. Trzeba tutaj bowiem zaznaczyć, że Tatra 111 rozpoczęła swoją karierę w czasie II Wojny Światowej, będąc produkowanym dla wojsk III Rzeszy.

Niemcy chcieli otrzymać samochód jak najwyższej jakości, dlatego też Tatra wykorzystała to, co miała w zanadrzu najlepsze. Podwozie oparto na typowej dla tej marki, rurowej ramie z wahliwymi półosiami. Silnik to natomiast 14,8-litrowa jednostka o układzie V12, chłodzona oczywiście powietrzem. Kierowcy chwalili też bardzo wydajny układ hamulcowy, czy też lekko kręcącą się kierownicę, pomimo braku wspomagania. W terenie przydawał się dołączany napęd przedniej osi, a pracownicy warsztatów docenili łatwość konserwacji silnika.

Rosjanie do tego stopnia docenili te pojazdy, że postawili im nawet pomnik. W 1973 roku, w samym mieście Magadan, na cokole ustawiono właśnie Tatrę 111 i to egzemplarz pochodzący z 1947 roku. Samochód ten miał już wówczas 26 lat, a mimo to nadal pozostawał w jednym kawałku. Ponadto w samym Magadanie miało już wówczas stacjonować około 400 pojazdów tego typu. To mówi samo za siebie.

O ile mi wiadomo, Tatra z Magadanu stoi na cokole do dzisiaj, choć wyraźnie się już zniszczyła, a także została częściowo rozkradziona. Tymczasem jakieś 8 tys. kilometrów dalej, w miejscowości Megion na zachodniej Syberii, Tatra doczekała się ostatnio drugiego pomnika. Tym razem okoliczna społeczność postanowiła oddać hołd nowszej serii 815, również z uwagi na jego wytrzymałość oraz zasługi dla lokalnej gospodarki.

Nowy pomnik z Megion