Strażak wezwany do pożaru własnej ciężarówki, kupionej ledwie rok temu

Zdjęcie opublikował właściciel ciężarówki na swoim Facebooku

Ciężarówki kierowców-przewoźników, a także działania ochotniczych strażaków to tematy regularnie przewijające się na stronie. Tym razem sprawa jest zaś o tyle szczególna, że oba tematy się łączą. Kierowca-przewoźnik był jednocześnie strażakiem-ochotnikiem, otrzymując wezwanie do ugaszenia własnej ciężarówki, kupionej za oszczędności życia.

Latem ubiegłego roku niderlandzki kierowca Arnold Dijkstra zrealizował swoje marzenie. Odebrał w salonie pierwszą własną ciężarówkę, którą okazało się Renault T480 z układem osi 6×2. Samochód został dla niego specjalnie oklejony, otrzymał kilka tuningowych dodatków i był zarówno sprzętem do pracy, jak i obiektem pasji. Trzyosiowe Renault najpierw ciągało naczepy kurtynowe, następne podpięto je do wywrotki, a gdy właściciel był w domu, zawsze parkowało około 3 kilometry od miejsca jego zamieszkania. Korzystało z niewielkiej zatoczki dla ciężarówek, w miejscowości Zuilichem, gdzie poza nim zatrzymywało się jeszcze dwóch lokalnych kierowców.

44-letni Arnold Dijkstra jest także ochotniczym strażakiem. Rozpoczął tę służbę już wiele lat temu, po zakończeniu zawodowej kariery w wojsku. Każdej nocy mógł się więc spodziewać wezwania do remizy oraz konieczności ruszenia do akcji. I tak też było w minionym tygodniu, w nocy ze środy na czwartek, 11 i 12 listopada. Arnolda obudziło wezwanie do akcji, którym był pożar ciężarówki stojącej w Zuilichem, właśnie we wspomnianej zatoczce. Biorąc zaś pod uwagę ilość parkowanych tam pojazdów, strażak wiedział czego się spodziewać – płonęła albo jedna z dwóch ciężarówek sąsiadów, albo jego własny pojazd.

Kierowcy-przewoźnikowi nie udało się wyjechać do akcji, gdyż dotarł do remizy zbyt późno. Zamiast tego pożar gasiło sześciu jego kolegów, a jeden z nich powiadomił Arnolda, że to faktycznie jego własny ciągnik. Pojazd został bardzo poważnie uszkodzony i raczej nie będzie się nadawał do odbudowy. Przyczyny pożaru nie są znane, a dochodzenie w tej sprawie prowadzi policja. Przewoźnik liczy oczywiście na ubezpieczenie, choć do jego wypłaty może upłynąć nieco czasu. Niemniej w nocy pożaru nie miał zbyt wiele czasu, by o tym rozmyślać. Dwie godziny po pożarze jego ciągnika ogień wybuchł bowiem w Zuilichem po raz kolejny. Tym razem Arnold jak najbardziej wyjechał do akcji i spędził noc na gaszeniu lokalnego klubu piłkarskiego.