
Powyżej: Kamaz K5, Kamaz Compass, Kamaz K4
W dniach 2-9 kwietnia w Moskwie odbyła się wspólna wystawa produktów rosyjskiego i białoruskiego przemysłu. Wśród wystawców nie zabrakło także producentów ciężarówek, a charakter ich stoisk nie nastawił Rosjan zbyt pozytywnie. Targi dobitnie bowiem pokazały, że rosyjska branża motoryzacyjna jest uzależniona od importu.
W samym środku sankcyjnych ograniczeń, Kamaz przywiózł do Moskwy swoje najnowsze modele. Były to pojazdy z serii K5, wykorzystujące między innymi niemieckie skrzynie ZF-a, czy kabiny niemieckiego Mercedesa Actrosa, a także nieco starsze modele K4, technicznie będące de facto kopiami Mercedesa Axora. Dumnie pokazywano też elektryczny autobus MAZ 303E, oparty na silnikach elektrycznych ZF-a oraz bateriach marki Hella. Nawet rosyjskie media motoryzacyjne zwróciły więc uwagę, że była to wystawa sprzętu niemożliwego obecnie do masowego wyprodukowania oraz zamówienia. Wynika to z zerwania współpracy przez zachodnich zleceniodawców oraz wprowadzenia piątego pakietu sankcji.
Do tego doszła druga grupa sprzętu, na podzespołach chińskich. Wśród nich był Kamaz Compass, czyli de facto chiński JAC serii N z innym znaczkiem. Poza tym pojawiła się cała grupa białoruskich MAZ-ów, w dużej mierze wyposażonych w chińskie silniki Weichai i chińskie skrzynie biegów Fast Gear. Taki wybór Rosjanie określili znacznie bardziej rozsądnym, jako że Chińczycy nie zatrzymali dostaw. Niemniej i tutaj dostrzeżono problem – rosyjskie oraz białoruskie ruble tak bardzo straciły na wartości, że nawet chiński sprzęt jest obecnie w Rosji wyjątkowo drogi. Ma to więc sprawiać, że dalsza rentowność produkcji na przykład Kamaza Compass już jest kwestionowana, a i MAZ może stanąć przed znacznym wzrostem kosztów. Sam za siebie mówi tutaj fakt, że chińskie auta osobowe już podrożały w Rosji o nawet 40 procent.