Roczny egzemplarz minionej generacji jako alternatywa dla nowego ciągnika – R450 Highline vs R450 Topline

Oddaję głos Michałowi Jędrzejczykowi, którego publikacje już kilkukrotnie pojawiły się w dziale „Testy”:

Właściciele firm transportowych, podczas wyboru nowego auta do firmy, coraz częściej moją możliwość wyboru między pojazdami fabrycznie nowymi a bardzo świeżymi pojazdami używanymi. Dzieje się tak, gdyż place dealerskie pełne są pojazdów rocznych, dwu- lub trzyletnich, które dostarczane były w ramach popularnego wynajmu, czy też leasingu z gwarancją odkupu. Niemal każdy dealer, niezależnie od marki, ma na swoim placu wybór tego typu ofert w przeróżnych konfiguracjach. Czasami daje się nawet słyszeć głosy, że jest to dla nich spory problem.

Jako właściciel niewielkiej firmy, liczącej cztery samochody, firmy sam niedawno stałem przed podobnym wyborem. Na podstawie poprzednich doświadczeń zdecydowałem, że nowy ciągnik będzie pochodził od jednego z trzech dostawców. W grę wchodziły pojazdy DAF, Scania oraz Volvo Trucks. Przedstawiciele dwóch pierwszych firm dostarczyli mi auta testowe, abym mógł zapoznać się z aktualnie oferowanymi modelami. Pojazd musiał spełniać określone kryteria: low deck, kabina podwyższona bądź wysoka, silnik o mocy 450-500 KM, zautomatyzowana przekładnia, mile widziane duże zbiorniki oraz retarder, a takżę wysoki poziom wyposażenia wnętrza, obejmujący luksusowy fotel kierowcy, lodówkę, klimatyzację postojową i rozbudowany system audio.

Na początku brałem pod uwagę praktycznie tylko nowe ciągniki, najbardziej skłaniając się ku Scanii serii R New Generation. Dzięki uprzejmości działu handlowego Scanii w Pietrzykowicach koło Wrocławia otrzymałem taki ciągnik z przebiegiem 5000 kilometrów na dwutygodniowy test. Był to ciągnik serii R low deck z najwyższym dachem Highline, 450-konnym silnikiem oraz 1400-litrowymi zbiornikami. Poziom wyposażenia testówki wpisywał się w moje oczekiwania, więc można powiedzieć, że auto trafiło idealnie w moje kryteria. Dodatkowym atutem był bardzo atrakcyjny wygląd – cała ciężarówka pokryta była białym lakierem, łącznie z zbiornikami paliwa. Miły akcent.

Znając poprzednie generacji pojazdów szwedzkiej marki, już po pierwszych kilometrach, daje się odczuć, że to zupełnie nowa konstrukcja zachowująca jednak pozytywne przymioty poprzedników, takie jak bezpośredni układ kierowniczy, kapitalną pozycję za kierownicą, czy bardzo ergonomiczną deskę rozdzielczą. Właśnie po wnętrzu widać największy krok w stronę nowoczesności. Opcjonalne zegary z dużym wyświetlaczem i bardzo rozbudowany, a zarazem prosty w obsłudze, komputer pokładowy są świetne. Cała ergonomia deski rozdzielczej nie pozostawia wiele do życzenia. Obawiam się jedynie o trwałość sporej ilości klawiszy do obsługi szyb, lusterek oraz oświetlenia umiejscowionych na drzwiach kierowcy, a więc narażonych na np. częsty kontakt z kroplami deszczu.

No pochwałę zasługuje także przejrzystość nowej kabiny – duży szklany szyberdach (nie trzeba z niego rezygnować zamiawiając klimatyzację postojową – ta schowana może być za lewym nadkolem!) wpuszcza do wnętrza naprawdę sporo światła, co potęguje wrażenie przestronności nowej kabiny o układzie kostki. Dzięki takiemu kształtowi wnętrze jest naprawdę przestronne. Chociaż seria R Highline wydaje się mniejsza niż poprzedni Topline, to zagospodarowanie przestrzeni jest nieporównywalnie lepsze, a powierzchnia bagażowa większa. Przywodzi to trochę na myśl kabinę Megaspace z Mercedesów MP2 i MP3, która pomimo teoretycznie niewielkiej przestrzeni była świetnie rozplanowana i bardzo wygodna.

Tunel silnika występujący w kabinach serii R nieco utrudnia poruszanie się po wnętrzu, jednak w moim odczuciu nie na tyle, żeby konieczna była dopłata do płaskiej podłogi serii S. Inną kwestią jest to, że prywatnie jestem zwolennikiem występowania niewielkiego tunelu silnika, gdyż jest to swoiste odcięcie części roboczej od mieszkalnej kabiny. Na dodatkową pochwałę zasługuje też jakość wykończenia wnętrza. Zarówno zastosowane materiały, jak i spasowanie elementów, są na poziomie naprawdę dobrych samochodów osobowych.

Na drodze Scania zachowuje się poprawnie i pewnie. Nowe tylne zawieszenie jest dużo bardziej komfortowe niż poprzednia konstrukcja. Scanii nikt już raczej „skakanką” nie nazwie. W zasadzie jedynym zarzutem jaki mogę postawić w tej dziedzinie nowej konstrukcji jest to, że podczas szybkiej jazdy drogą z poprzecznymi nierównościami (na przykład A18 od Olszyny do Krzywej) przednia oś miewa tendencję do mało przyjemnego zachowania, zupełnie jakby chwilowo przednia oś traciła kontakt z nawierzchnią. Nie wiem czy dotyczy to tylko aut z pneumatycznym zawieszeniem przedniej osi, czy też wszystkich egzemplarzy.

450-konny silnik wydaje się był optymalnym wyborem do większości zadań transportowych. Jednostka jest wystarczająco mocna, co przy połączeniu z wyjątkowo dobrą skrzynią Opticruise, pozwala na naprawdę dynamiczną jazdę kiedy jest to potrzebne, ma jednak bardzo oszczędny charakter. W zestawieniu z nowym mostem o przełożeniu 2,38 oraz nowym, całkowicie rozłączalnym retarderem, napęd pozwala na osiąganie naprawdę rekordowych wyników zużycia paliwa. Zużycie AdBlue jest na poziomie typowym dla ciężarówek bez układu EGR.

W oszczędzaniu paliwa pomaga niezły system oceny kierowcy, jednak zdarzyło mi się go przyłapać na życiu „w swoim świecie”. Kilkakrotnie bowiem dochodziło do sytuacji, gdy od dłuższego czasu jechałem z odpuszczonym pedałem gazu korzystając z eco roll, gdy nagle na komputerze pojawiał się komunikat aby… odpuścić pedał przyspieszacza. W czasie testu biały ciągnik przejechał dla mnie ponad 7400 kilometrów, cztery razy odwiedzając Niemcy. Dwa razy odwiedził płaską północ i dwa razy dość górzyste południe. Średnia waga ładunku oscylowała w granicach 10,5 tony. Odnośnie spalania, to śmiało mogę powiedzieć, że chwalony za ekonomię Actros MP4 ma naprawdę godnego rywala. Nie jeździłem jeszcze tak ekonomiczną ciężarówką, jak właśnie R450 Highline.

Podczas dwóch tygodni jazd w mojej firmie naprawdę polubiłem nowy ciągnik spod znaku gryfa. Ba, uważam, że to obecnie jeden z najlepszych pojazdów na rynku, choć niestety też dosyć drogi.  Niemniej jednak był to zdecydowanie mój faworyt do zakupu. Aż do czasu, gdy otrzymałem telefon z działu pojazdów używanych Scanii…

Była to informacja, że na placu jest pojazd, który mógłby mnie zainteresować. Od razu pojechałem go obejrzeć i zastałem tam Scanię R450 Topline Streamline z samego końca 2017 roku, w wersji low deck z przebiegiem 101 000 kilometrów, która po niespełna 11 miesiącach wynajmu została zwrócona do przedstawicielstwa we Wrocławiu. Wyposażenie pojazdu było bardzo bogate i obejmowało, m.in. duży komputer pokładowy, fotel kierowcy Premium, skórzaną wielofunkcyjną kierownicę, fabryczne radio z nawigacją, retarder, ksenonowe przednie oraz ledowe tylne lampy, a także zbiorniki 500 plus 700 litrów.

Kiedy przyjechałem na oględziny ciągnika auto świeżo zjechało z wynajmu i ciągle nosiło ślady normalnego użytkowania, tak z zewnątrz jak i wewnątrz. Ogumienie pojazdu było zużyte w niewielkim stopniu. Największym minusem pojazdu było tak naprawdę to, że był to pojazd z poprzedniego typoszeregu serii R. Podszedłem do tego jednak na spokojnie, gdyż bardzo lubiłem poprzednią kabinę, mając wielki sentyment do serii 4. Wyszedłem też z założenia, że pojazd z samego końca produkcji będzie maksymalnie dopracowany dając nadzieję na bezproblemową eksploatację.

Ostatecznie zdecydowałem się na zakup takiego właśnie, niespełna rocznego ciągnika. Z handlowcem ustaliłem kwestię wyposażenia dodatkowego, więc w aucie zainstalowane zostały dodatkowo: klimatyzacja postojowa, klaksony pneumatyczne Hadley, dodatkowe oświetlenie obrysowe na dachu kabiny, ekspres do kawy, przetwornica napięcia, chromowane elementy wykończeniowe grilla oraz owiewki bocznych szyb. Zbiornik 500-litrowy został zastąpiony przez drugi 700 litrowy, dając łącznie 1400 litrów pojemności. Pozwalało na to umiejscowienie zbiornika AdBlue w ramie. Na ramie ciągnika zainstalowano też specjalny odbojnik mający chronić zbiorniki przed podłogą naczepy. Dodatkowo grill polakierowany został w stylu modeli V8.

Przed odbiorem pojazd przeszedł kompletny duży przegląd w serwisie, wnętrze kabiny zostało dokładnie wyczyszczone i wyprane, lakier wypolerowany, a wszelkie brakujące elementy uzupełnione. Odbiór przebiegał dokładnie tak samo jak w przypadku samochody fabrycznie nowego. Dodatkowo zdecydowałem się na wykupienie dodatkowej ogólnoeuropejskiej gwarancji oraz pakietu serwisowego – zupełnie jak w przypadku „nówki”. Opcja pakietu obsługowo-naprawczego na jaki się zdecydowałem to pakiet trwający 3 lata, ograniczony limitem 420 tysięcy kilometrów. Zakończy się zatem w momencie, gdy mój ciągnik przekroczy 521 tysięcy kilometrów. Dla chętnych jest także możliwość skorzystania z fabrycznego finansowania, ja jednak wybrałem swój leasing, z którym współpracuję od dłuższego czasu.

Opisywaną ciężarówkę odebrałem w listopadzie 2018 roku i od tamtego czasu przejechała ona dla mnie 85 tys. kilometrów. Do auta przypisanych jest dwóch kierowców (w tym osobiście ja), którzy wożą automotive do Niemiec i zmieniają się w zależności od potrzeb i dostępnego czasu. Niedawno auto odwiedziło serwis w celu wykonania przeglądu, tzw. „M”. Przegląd nie wykazał niczego niepokojącego, co też przekłada się na moje odczucia. Samochód jak do tej pory nie sprawiał najmniejszych problemów. Spalanie oscyluje w granicach 25-27 l/100 km, a do tego dochodzi 2 l/100 km Adblue. Średni tonaż wynosi około 15-16 ton, a zdecydowana większość tras prowadzi w górzyste południe kraju naszych zachodnich sąsiadów.

Jakie były zalety wyboru używanej ciężarówki? Przede wszystkim, cena tak przygotowanego rocznego ciągnika stanowiła około 80 proc. ceny podobnie skonfigurowanego ciągnika nowej generacji, co dla wielu osób ma niebagatelne znaczenie. Podobnie jak to, że auta tego typu są dostępne niemal od ręki.

Największą wadą tego typu zakupów jest natomiast fakt, że mamy bardzo niewielki wpływ na konfigurację pojazdu – po prostu wybieramy spośród aut, które zostały już wyprodukowane. Często dochodzi do tego fakt, że zdecydujemy się na pojazd poprzedniej generacji lub „przedliftowy”. No i nie ma tutaj całej tej „magii” kupna nowego pojazdu i bycia jego pierwszym użytkownikiem.

W najbliższej przyszłości prawdopodobnie będę chciał dobrać kolejną Scanię, tym razem już nowej generacji. Czy natomiast wybiorę auto fabrycznie nowe, czy też prawie nową używkę? Tę decyzję podejmę tuż przed zakupem. Zobaczymy co zaoferują handlowcy i czy akurat dostępny będzie odpowiednio skonfigurowany pojazd używany. Obie formy zakupu uważam bowiem za porównywalnie atrakcyjne. Choćby dzięki temu, że przy niższej cenie auta używanego możemy skrócić okres jego finansowania, wcale nie rezygnując z korzyści wynikających między innymi z pakietów serwisowych.