Ranny kierowca ciężarówki i sprawdzanie tacho – wypadek, w którym zginęły 4 osoby

O tym wypadku już od trzech dni mówi się w całej Polsce. Śmierć poniosły w nim bowiem cztery młode osoby, a skala uszkodzeń samochodu osobowego mogła wskazywać na wprost ogromną brawurę kierowcy. Jak natomiast mogło to wyglądać z drugiej strony, czyli zza kierownicy ciężarowego MAN-a, który poprawnie poruszał się swoim pasem? Właśnie na tym temacie skupię się poniżej.

Omawiany wypadek miał miejsce w miniony poniedziałek, 17 kwietnia, tuż przed godziną 19, w czasie deszczowej pogody. Wszystko wydarzyło się w miejscowości Stara Słupia, na drodze wojewódzkiej nr 751, między Ostrowcem Świętokrzyskim a Kielcami. Czteroosiowy MAN TGS z wywrotką, prowadzony przez 52-letniego kierowcę, podjeżdżał wówczas pod bardzo długie wzniesienie, w połowie którego znajdowało się też skrzyżowanie oraz zakręt. Tymczasem ze wzniesienia zaczęło zjeżdżać osobowe BMW serii 5, prowadzone przez 27-latka i przewożące troje pasażerów, w tym dwóch 19-latków i 15-letnią dziewczynę.

Z tej strony nadjechało BMW:

Z tej strony nadjechał MAN:

Jak wynika z dotychczasowych, oficjalnych ustaleń, kierujący BMW stracił panowanie nad pojazdem i przez to wypadł ze swojego pasa ruchu. Nieoficjalnie mówi się zaś o tym, że samochód próbował pokonać wspomniany zakręt z naprawdę ogromną prędkością. W pewnym momencie kierowca ciężarówki musiał więc zobaczyć, jak auto osobowe wypada ze swojego pasa ruchu i bardzo szybko zmierza wprost w jego kierunku. Oczywiście kierujący wywrotką próbował wówczas uniknąć zdarzenia, gwałtownie hamując, a nawet zjeżdżając z drogi na nieutwardzone pobocze. Niemniej na ratunek było już za późno i osobówka wbiła się wprost w lewy przedni narożnik MAN-a.

Uderzenie było tak silne, że nawet w kabinie wywrotki, umieszczonej dobre półtora metra nad ziemią, dało się je bardzo wyraźnie odczuć. Kierowca MAN-a odniósł bowiem obrażenia, w wyniku których przetransportowano go później do szpitala. Gdy natomiast 52-latek opuszczał swój pojazd, musiał zmierzyć się z naprawdę dramatycznym, wręcz przerażającym widokiem. Pod podwoziem wywrotki, w miejscu wcześniej zajmowanym przez dwie osie, tkwiła przednia część BMW, wraz z martwym kierowcą i pasażerem. Kilkanaście metrów dalej leżała natomiast tylna część samochodu, niestety z ciałami dwojga kolejnych pasażerów.

Na miejscu szybko pojawili się okoliczni mieszkańcy oraz służby ratunkowe. Jak już wspomniałem, kierowca ciężarówki został wówczas przejęty przez załogę karetki i zabrano go do szpitala. Poza tym mężczyzna został poddany badaniu trzeźwości, a jego ciężarówka natychmiast stała się obiektem inspekcyjnej kontroli. Policja ściągnęła bowiem na miejsce patrol WITD Kielce, który miał pobrać dane z tachografu, odczytać parametry ruchu ciężarówki tuż przed wypadkiem i sprawdzić, czy kierowca przestrzegał norm czasu pracy.

Dobra wiadomość jest taka, że w szpitalu u kierowcy ciężarówki stwierdzono jedynie niegroźne obrażenia. Jak też podała Prokuratura Okręgowa w Kielcach, mężczyzna był w pełni trzeźwy i podjeżdżał pod wzniesienie z dopuszczalną prędkością. Wynosiła ona w miejscu zdarzenia 50 km/h, z uwagi na obecność terenu zabudowanego. Wszystko wskazuje więc na to, że 52-latek nie będzie miał żadnych problemów prawnych. Inna sprawa, że trauma psychiczna może pozostać z nim na bardzo długo.

Zupełnie inaczej wyglądają ustalenia dotyczące kierowcy auta osobowego. 27-latek okazał się bowiem osobą, która ewidentnie nie przejmowała się przepisami panującymi na drodze. Wymownie świadczy o tym sytuacja z ubiegłego roku, gdy mężczyzna tymczasowo stracił prawo jazdy za bardzo poważne wykroczenie, a gdy w końcu mógł je odzyskać – co nastąpiło w grudniu – nigdy nie stawił się po odbiór dokumentu. Po prostu kontynuował jazdę bez uprawnień, robiąc to przez kolejne cztery miesiące, aż do dnia tragicznego wypadku. Czy natomiast w momencie zdarzenia był on trzeźwy? Pośmiertne badania w tej sprawie nadal trwają, a prokuratura przewiduje uzyskanie wyników dopiero za kilka tygodni.

Zdjęcia: WITD Kielce