Protest łotewskiego przewoźnika po otrzymaniu kary – naczepa m.in. z hasłem „mafia”

Źródło: Proffs

Po zatrzymaniu przez szwedzką policję, łotewski przewoźnik postanowił urządzić protest. I najwyraźniej zrobił to skutecznie, jako że historia jego kontroli jest już omawiana w mediach, na łamach szwedzkiego magazynu branżowego „Proffs”.

Łotewskie Renault Magnum stało przed posterunkiem policji w Helsingborgu. Pojazd otrzymał blokadę na przednie lewe koło i musiał pozostać w tym miejscu przez co najmniej 36 godzin. Kto natomiast przechodził obok jego naczepy, w tym zwłaszcza lokalni policjanci, mógł zapoznać się z protestacyjnymi hasłami. Kierowca wypisał je po szwedzku, jaskrawym, różowym kolorem, a następnie przykleił do plandeki.

Wśród napisów było między innymi słowo „mafia”, sugerujące nieuczciwe zachowanie policjantów. Powtarzała się też kwota 40000, gdyż właśnie 40 tys. koron szwedzkich miała wynieść kara. Największy napis głosił „Polispresar”, co prawdopodobnie miało głosić „Ucisk policji”, a do tego doszła kartka z wyjaśnieniem całej sytuacji. Kierowca podawał tam, że zapomniał wpisać poprawnej nazwy firmy.

Tutaj dochodzimy do źródła całego problemu. W listach transportowych faktycznie brakowało nazwy, w związku z czym dokumentacja została uznana za niekompletną. A że ciężarówka wykonywała akurat kabotaż, automatycznie skutkowało to uznaniem kabotażu za nielegalny. Szwedzi naliczyli wspomniane 40 tys. koron kary (18 tys. złotych), natomiast łotewska firma nie chciała tej kwoty opłacić, tłumacząc się między innymi trudną sytuacją finansową.

Zgodnie ze Szwedzkimi przepisami, po 36 godzinach blokada koła musiała zostać zdjęta. Wówczas ciężarówka natychmiast opuściła Helsingborg, choć teoretycznie nadal nie powinna była odjeżdżać. Co też ciekawe, zamiast 40 tys. koron kary, firma wpłaciła tylko 10 tysięcy (4,5 tys. złotych). Najwyraźniej tyle przewoźnik uznał za słuszne. A tymczasem służby zwróciły się już do szwedzkiego zleceniodawcy transportu, omawiając z nim tę sprawę.