Polski zestaw wypadł z drogi do fjordu – ciągnik ostał się na wąskim fragmencie lądu

Kierowca polskiej ciężarówki przeżył w Norwegii wyjątkowo groźny wypadek. Jego ciężarówka stoczyła się z klifu i rozbiła na wybrzeżu fjordu, a znaczna część zestawu znalazła się przy tym pod wodą.

Do zdarzenia doszło w minioną środę, w środkowej Norwegii, w okolicach miasta Trondheim. Polski zestaw, mający typowo skandynawską, sześcioosiową konfigurację, wyjechał wówczas z załadunku śledzi i skierował się na południe lokalną drogą nr 710. Pokonywał przy tym wąski, kręty i zjazdowy odcinek, gdy kierowca stracił panowanie nad kierownicą i ciężarówka staranowała bariery umieszczone po lewej stronie jezdni. W efekcie pojazd stoczył się z klifu, z wysokości około 20-30 metrów, rozbijając się na kamienistym wybrzeżu fjordu.

Coś takiego mogło zapowiadać prawdziwą tragedię, ale kierowca okazał się mieć bardzo dużo szczęścia. O ile bowiem naczepa jego zestawu wpadła do lodowatej wody, to ciągnik zdołał zatrzymać się na wąskim fragmencie lądu. Co więcej, choć ślady na nadwoziu mogły wskazywać nawet na dachowanie, miejsce pracy kierowcy uniknęło zmiażdżenia, a w kabinie dało się nawet otworzyć drzwi. Gdy więc na miejsce przybyły służby ratunkowe, mężczyzna trafił na pokład helikoptera i został przetransportowany do szpitala. Jak podaje lokalna telewizja „NRK”, tam nie stwierdzono poważniejszych obrażeń.

Jak natomiast wyglądało wyciąganie ciężarówki z powrotem na drogę? To proces, który rozpoczął się jeszcze w nocy ze środy na czwartek, natomiast trwał do piątkowego południa. Na miejsce trzeba było bowiem sprowadzić ciężki, samobieżny żuraw, który ustawił się na drodze i podniósł kompletny zestaw. Ciężarówkę chwycono przy tym za ciągnik, a naczepa zwisała poniżej, co w praktyce oznacza, że ramię żurawia musiało zostać rozciągnięte na kilkadziesiąt metrów nad drogę. Poniższy zestaw zdjęć mówi przy tym sam za siebie.

Miejsce wypadku:

Ciągnik widoczny na wybrzeżu fjordu:

Podnoszenie zestawu: