Połączenie promowe między niemieckim Rostockiem a szwedzkim Trelleborgiem było w dniu wczorajszym częściowo sparaliżowane. Odpowiadał za to polski zestaw, który w czasie rejsu niemal stoczył się z pokładu do wody.
Zdarzenie miało miejsce około godziny 4 nad ranem, na promie Skåne, należącym do operatora Stena Line. Jednostkę dzieliło ledwie 20 minut od szwedzkiego nabrzeża, gdy jedna z ciężarówek – MAN TGX należący do polskiego przewoźnika – zaczęła toczyć się po pokładzie. Ciągnik staranował przy tym bariery i w większości wyjechał za burtę, a cały zestaw utrzymał się na statku tylko dzięki ciężarowi naczepy.
Sytuacja była na tyle poważna, że przed kontynuowaniem rejsu załoga musiała ustabilizować ciężarówkę pasami. W efekcie prom przybił do portu dopiero o godzinie 5.40. Wtedy też okazało się, że akcja ratunkowa nie będzie należała do łatwych. Konieczne było między innymi sprowadzenie ciężkiego żurawia samobieżnego, czy zneutralizowanie wycieku paliwa ze zbiorników. W efekcie cała operacja trwała niemal osiem godzin.
Na szczęście żadna osoba nie została w tym zdarzeniu ranna. Jakie natomiast mogły być przyczyny całego zdarzenia? Według ustaleń rzeczniczki prasowej Stena Line, podanych na łamach lokalnego dziennika „Sydsvenska”, hamulec ręczny MAN-a okazał się być niezaciągnięty. Rzecznika zastrzegła jednak, że mógł to być efekt zarówno błędu kierowcy, jak i po prostu problemów technicznych.
Nagranie z wciągania ciężarówki znajdziecie tutaj.
W takim ustawieniu ciężarówki dopłynęła do Szwecji
Dramatiska bilden: Lastbil hänger ut från färja i Trelleborg https://t.co/zY9ZumHVAy pic.twitter.com/zHbIvEFJ8t
— Sydsvenskan (@sydsvenskan) April 15, 2023