Co wielu z Was zauważyło ostatnio w komentarzach, przy tekstach o zakazie wyprzedzania, jednym z problemów polskich dróg są zbyt duże różnice prędkości na autostradach. Ciężarówki jadą 85-90 km/h, auta dostawcze zwykle około 120 km/h, natomiast auta osobowe oscylują wokół 140-160 km/h (pomijam oczywiście przypadki skrajne). Jednocześnie najwyższe ograniczenie dla lekkich pojazdów to 140 km/h, więc nie trzeba mocno łamać przepisów, żeby jechać naprawdę bardzo szybko. Dla przykładu, osiągając rzeczywiste 185 km/h, czyli z licznikiem zbliżającym się już do 200 km/h, nie załapiemy się nawet na najwyższą stawkę mandatu. Pozostaje więc pytanie, czy tak to powinno wyglądać?
Jak twierdzą Eksperci z Politechniki Krakowskiej, w żadnym wypadku. Już po raz kolejny apelują oni bowiem, aby obniżyć prędkość dopuszczalną na autostradach. Robili oni to w roku 2011, kiedy prędkość podwyższano, a teraz do tematu wracają, gdyż po prostu trzeba to zrobić. Dlaczego? Ilość pojazdów jeżdżących po polskich autostradach przekracza wszelkie planowane wcześniej normy, a przy tym coraz więcej jest wypadków. Ponadto, jak podkreślają naukowcy, polskie autostrady po prostu nie zostały zaprojektowane z myślą o tak szybkiej jeździe. Przy ich budowaniu przyjęto bowiem normy jeszcze sprzed zmiany przepisów – dopuszczalne 120 km/h, przy powszechnym przekraczaniu prędkości do 130 km/h.
Pozostaje jednak pytanie, czy rząd weźmie pod uwagę zdanie ekspertów. Biorąc pod uwagę ewentualne niezadowolenie ogromnej ilości wyborców, raczej w to wątpię. Znacznie łatwiej bowiem znaleźć wroga publicznego w postaci kierowców ciężarówek, niż wpłynąć na sposób jazdy przeciętnych Kowalskich.