Oldschool po polsku: niskim DAF-em w manualu pod zajazd Ambrozja przy „jedynce”

Słowo „oldschool”, czyli z angielskiego „stara szkoła”, często można dzisiaj spotkać na kabinach ciężarówek. Zwykle ma to związek z charakterystycznym sposobem tuningu, jak obszywanie wnętrza duńskim pluszem, czy montowanie oświetlenia według klasycznych, holenderskich wzorców. W tym artykule zobaczymy jednak inną formę „oldschoolu”, o znacznie bardziej swojskim, krajowym charakterze. Cofnie nas to bowiem do czasów, gdy o drogach szybkiego ruchu można było w Polsce tylko pomarzyć, a pauzy spędzało się albo na leśnych parkingach, albo pod popularnymi zajazdami.

Prezentowane zdjęcia przekazał mi Czytelnik Michał, a okoliczności ich wykonania można określić prawdziwą podróżą w czasie. Między Kowalem a Włocławkiem Michał zjechał bowiem z krajowej „jedynki”, wrzucił na luz manualną, 16-biegową przekładnię, wysiadł z ciągnika o całkowicie płaskim dachu, przeszedł po placu otoczonym drzewami i udał się do zajazdu Ambrozja. Z wyklejonego menu wybrał tradycyjne „Kluchy Szefa” (coś przypominającego kartacze z mięsem), po czym udał się do stolika i usiadł w taki sposób, by mieć oko na zaparkowany zestaw. Po posiłku wrócił zaś do kabiny, przejechał po spękanym, parkingowym placu i ponownie włączył się do ruchu na „jedynce”, rozpędzając zestaw na ośmiu biegach z połówkami.

Wszystko to mogło przypominać polski transport sprzed lat, gdy takie miejsca na pauzę oraz tak skonfigurowane ciągniki (choć znacznie wcześniejszych generacji) były zupełną normą. Z tą tylko różnicą, że niegdyś parking pod zajazdem Ambrozja był po prostu pełny, a lokal ten słynął wśród kierowców ciężarówek z „największych schabowych między Gdańskiem a Cieszynem”. Za to w momencie wykonania omawianych zdjęć DAF Michała był tam po prostu jedyną ciężarówką. Dzisiaj większość ruchu odbywa się bowiem po autostradzie A1, a dotarcie do omawianego zajazdu wymagałoby nadrabiania dobrych kilkunastu kilometrów. Oczywiście można powiedzieć, że taka jest cena drogowego postępu. W końcu nikt chyba nie chciałby wrócić do czasów sprzed autostrady, gdy Włocławek był jednym wielkim korkiem oraz walką z koleinami. Niemniej trudno nie ubolewać nad faktem, że dzisiaj oferta gastronomiczna przy polskich drogach została zdominowana przez fast foody i coraz trudniej o takie miejsca z dawnym, „trakerskim” klimatem.

W rozmowie z obsługą Michałowi udało się dowiedzieć, że zajazd Ambrozja jakoś sobie radzi, choć po otwarciu autostrady musiał zmienić charakter swojej działalności. Dzisiaj nie jest już nastawiony na kierowców ciężarówek lub turystów, lecz głównie na organizację większych uroczystości. Trzeba też przyznać, że obiekt okazał się naprawdę zadbany, a w środku nosił nawet ślady niedawnego remontu.

Jeśli natomiast chodzi wspomnianego o DAF-a, to jest to ciągnik siodłowy XF105.460 z 2011 roku, od nowości jeżdżący pod cysternami i dlatego też wyposażony w niską kabinę typu Comfort Cab, bez ospojlerowania. Poza 16-biegowym ZF-em, otrzymał on też retarder, lodówkę, a nawet półskórzany fotel, czyli mowa o naprawdę bogato skompletowanej wersji. Obecnie, w firmie, w której pracuje Michał, ciężarówka wykorzystywana jest głównie na krótkich trasach, przejeżdżając jakieś 20 tys. kilometrów rocznie i ciągając cysternę na pograniczu Mazowsza oraz Kujaw. Niemniej zdarza się też podpiąć naczepę innego typu lub pokonać dalszy dystans, zwykle zastępując przy tym jakiś nowy pojazd, na czas jego wizyty w serwisie.

A przy okazji mam też pewien pomysł. Jeśli posiadacie dawne zdjęcia najbardziej kultowych zajazdów przy polskich „krajówkach”, jeszcze z czasów, gdy tętniły one życiem, bardzo chętnie przyjmę je na adres [email protected]. Postaram się wówczas sprawdzić jak miejsca te wyglądają obecnie i jak ewentualnie przetrwały do dnia dzisiejszego.