Niemcy ściągnęli nagranie z Austrii, by potwierdzić jazdę na cudzej karcie

O tak zaawansowanej kontroli czasu pracy chyba jeszcze nie słyszałem. By zweryfikować zapisy tachografu, niemieckie służby sprowadzały nagrania z zagranicy. Całe dochodzenie zajęło osiem miesięcy i skutkowało rekordowo dużą karą.

Historia rozpoczęła się jeszcze w ubiegłym roku, w lipcu. Niemiecka policja zatrzymała wówczas do kontroli 44-letniego, rumuńskiego kierowcę ciężarówki. Podejrzewano, że mężczyzna może oszukiwać tachograf, korzystając z karty cudzego kierowcy i wykonując tym samym pracę niemal za dwóch. By jednak wystawić za coś takiego karę, konieczne były twarde dowody.

Chcąc znaleźć taki dowód, niemiecka prokuratura przejrzała rachunki z karty paliwowej pojazdu. Poszukiwano przy tym tankowania, które zgrałoby się w czasie z używaniem cudzej karty. Udało się coś takiego znaleźć, ale był to rachunek pochodzący aż z Austrii. Niemcy musieli więc wystąpić z oficjalnym wnioskiem do austriackich władz, by te zabezpieczyły nagranie ze stacji i przekazały je za granicę jako dowód.

Gdy film trafił do Niemiec, wszystkie podejrzenia się potwierdziły. Bo choć w tachografie znajdowała się karta kogoś innego, w ciężarówce obecny był znany Niemcom 44-latek. Zakres naruszeń czasu pracy został oficjalnie podsumowany, prokuratura postawiła zarzuty, a następstwem było wystawienie ogromnych kar. Jak donoszą niemieckie media, sam tylko kierowca ma do zapłacenia 39,5 tys. euro mandatów, natomiast kara dla jego pracodawcy może wynieść 118,5 tys. euro. W przeliczeni to odpowiednio 182 oraz 545 tys. złotych!