Francuskie służby kontrolne znowu przeszły same siebie pod względem ustalania okoliczności transportowego wykroczenia. Żandarmi postanowili bowiem wystawić mandat w oparciu o dokument CMR, porównany z zapisami z dowodu rejestracyjnego. Co więcej, przekroczenie ładowności miało wynieść ledwie 3,2 proc., a mimo to nie obyło się bez kary.
Sprawa dotyczy Fiata Ducato z firmy Kobierski MT. Samochód ten ma zabudowę do transportu międzynarodowego i został zatrzymany zaraz po wyjeździe z rozładunku, w czasie jazdy na pusto. Można by pomyśleć, że w takiej sytuacji żaden mandat za przeładowanie wprost nie może nam grozić, lecz w rzeczywistości było inaczej. Kontrolując dokumenty CMR zauważono bowiem, że ostatni ładunek, realizowany w ruchu międzynarodowym, miał ważyć 1038 kilogramów. W dokumentach pojazdu podano natomiast ładowność 1005 kilogramów, co zdaniem Francuzów było dowodem na przeładowanie. Wystawili oni więc mandat na 90 euro, oczywiście skłaniając przewoźnika do zapłacenia przez zatrzymanie dokumentów.
Co w tym wszystkim zwraca uwagę, to fakt, że masa własna powinna być przecież podana z zatankowanym zbiornikiem i z uwzględnieniem 75-kilogramowego kierowcy. Gdyby więc chcieć wystawiać w oparciu o nią mandaty, uznając wszystkie cyfry z dokumentów za wiążące (co zrobili Francuzi), żandarmeria powinna chyba też zważyć kierowcę oraz udowodnić, że w czasie przejazdu nieustannie uzupełniano zapas paliwa. Wystarczy przecież, że kierowca ważyłby 70 kilogramów, a zbiornik był zatankowany w trzech czwartych, żeby masa całkowita nie przekroczyła dopuszczalnej (uznając wszystkie cyfry z dokumentów za wiążące). W przypadku ważenia, czyli właściwej procedury dla tego typu kontroli, wszystko byłoby więc w porządku.
Od razu przypomina się historia z mandatem za przekraczanie ciągłej linii, wystawionym po tym, jak francuscy policjanci usłyszeli „tarkę” umieszczoną między poboczem a pasem ruchu…
Poniżej zamieszczam zdjęcie dowodu oraz dokumentów:
