Liaz 150.261, wyglądający jak zabytek i wykonujący normalną pracę – Sesja Miesiąca 07/21

Wstęp będzie standardowy. Witam więc w artykule z serii „Sesja Miesiąca”, przygotowanym przy współpracy z fotografem Heńkiem Anielskim (Ciężarówki w obiektywie spottera). Heniek co miesiąc rusza w Polskę, wykonuje sesję wyjątkowej ciężarówki i zbiera na jej temat najciekawsze informacje. Projekt realizowany jest już od ośmiu miesięcy, a dotychczasowe teksty możecie znaleźć pod tym linkiem. Omawiają one ciężarówki zabytkowe lub tuningowane, wraz z historiami ich użytkowników.

Dzisiaj czeka na spotkanie z klasykiem przełomu lat 80-tych oraz 90-tych. Rzecz jest też o tyle szczególna, że nie będzie to ani produkt „wielkiej siódemki”, ani też ciężarówka polska. Zamiast tego w roli głównej wystąpi czeska myśl techniczna, w postaci Liaza serii 110. A jeśli macie swoich kandydatów na kolejne miesiące, zachęcam do przesyłania zdjęć i zgłoszeń pod adres mailowy [email protected].


Myśląc o Liazie, od razu mamy przed oczami ciągnik lub podwozie z kabiną sypialną, najprawdopodobniej niebieskie i wykonujące jakiś szosowy transport. Właśnie takie Liazy zbudowały niejedną polską firmę, będąc swego czasu tańszą alternatywą dla sprzętu zachodniego, a jednocześnie bardziej cenioną niż krajowe Jelcze (więcej na ten temat tutaj). Nasz dzisiejszy bohater będzie miał jednak zupełnie inny charakter, jako że jest to Liaz 150.261 4×4, stworzony z myślą o transporcie terenowym. Jego kabina ma układ dzienny, a zabudową już oryginalnie była bardzo krótka wywrotka.

Samochód wyprodukowano w 1992 roku, na zamówienie klienta z Niemiec. A trzeba pamiętać, że wówczas Niemcy były już zjednoczone, z używanymi MAN-ami i Mercedesami masowo zalewającymi wschodnią część kraju. Dlatego też, by sprzedać się na tamtejszym rynku, Liaz musiał otrzymać stosunkowo bogate wyposażenie. Na liście znalazł się między innymi ABS, podgrzewane lusterka, fotele marki Isri, reflektory ze spryskiwaczami, czy ocynkowane stopnie wejściowe. Zadbano też o wygląd zewnętrzny, już fabrycznie uzupełniając go ozdobnym oklejeniem.

Po odsłużeniu swojego w Niemczech, Liaz trafił na eksport do Polski. Jego przedostatnim użytkownikiem był przedsiębiorca spod Poznania, świadczący usługi koparko-ładowarką i wykorzystujący Liaza przy pracach ziemnych. Mówiąc w dużym skrócie, zajechał on tę ciężarówkę niemal do końca, po czym zafundował jej 6-letni postój pod drzewem. Następnie, w 2017 roku wystawił ogłoszenie sprzedaży, do którego dodał zdjęcia jeszcze sprzed długiego postoju. I właśnie te fotografie zobaczył Tomasz Kurowski z Otmuchowa, będąc zainteresowanym zakupem.

Jadąc na oględziny, Tomasz spodziewał się ciężarówki w stanie nadającym do jazdy. Zamiast tego zastał jednak wrak, prawdziwy stan nędzy i rozpaczy. A mimo to postanowił ten samochód uratować, dokonując transakcji i organizując transport Liaza do domu. To rozpoczęło długi oraz kosztowny remont, który doprowadził ciężarówkę do stanu widocznego na zdjęciach. Sam za siebie mówi fakt, że do ukończenia odbudowy konieczny był zakup trzech innych Liazów, służących za dawców części. Wszystkie prace właściciel starał się też wykonać samemu, poświęcając na to około roku. A i dzisiaj stale coś przy ciężarówce zmienia lub ulepsza.

Remont objął wiele elementów wizualnych, włącznie z lakierowaniem, wymianą tapicerki, czy spawaniem nowych burt. Dzięki temu Liaz wygląda dzisiaj niemal jak nowy, mając w pełni oryginalny pulpit, nienaganny lakier oraz wiele detali z epoki. Co też ważne, udało się zachować oryginalne wyposażenie wersji eksportowej, jak na przykład wspomniane spryskiwacze reflektorów. I co ważne, nie jest to wygląd szykowany tylko na zloty, jako że ciężarówka najzwyczajniej pracuje, każdego dnia na siebie zarabiając. Tomasz wykorzystuje Liaza w branży ziemnej i jest to jego jedyna ciężarówka do tych celów. Samochód ciąga przy tym centralnoosiową wywrotkę czeskiej marki Brandys, również wyprodukowaną w 1992 roku i poddaną gruntownemu odnowieniu.

Jako że to ciężarówka do pracy, konieczne było odpowiednie przygotowanie układu napędowego. Przede wszystkim przełożono silnik oraz skrzynię biegów, na egzemplarze w znacznie lepszym stanie, o przebiegu tylko 110 tys. kilometrów. Co jednak ważne, są takie same podzespoły, jak te zastosowane fabrycznie. Silnik ma więc 11,94 litra pojemności, 320 KM mocy, a do tego turbodoładowanie oraz intercooler. Ustawiono go pod kątem, w charakterystyczny dla Liaza sposób. To akurat szczególnie istotne, bo rocznik 1992 był ostatnim o takim właśnie ustawieniu silnika. Skrzynia to natomiast 5-biegowa, niezsynchronizowana przekładnia z połówkami. Właściciel używa w niej sprzęgła tylko do ruszania lub też do zmieniania półbiegów.

Fabrycznie ciężarówka miała stały napęd na obie osie oraz bardzo wolne przełożenie mostów. Prędkość maksymalna oscylowała na poziomie 80 km/h, a zużycie paliwa niewątpliwie nie należało do niskich. Tutaj Tomasz pozwolił sobie więc na wyraźne odstępstwa od oryginału. Zdemontował napęd przedniej osi, gdyż w jego pracy okazywał się on zupełnie niepotrzebny. Zmienił też most tylny na znacznie szybszy, pozwalający osiągnąć nawet 115 km/h. Dzięki temu ciężarówka dużo lepiej czuje się na szosie, która stanowi obecnie jej główne środowisko jej pracy. A gdy traficie na tego Liaza na drodze, raczej na pewno nie będzie on zawalidrogą.

Na koniec jeszcze dodam, że uratowanie modelu 150.261 przed zapomnieniem niewątpliwie było warte zachodu. Czeska ciężarówka okazuje się nie tylko wdzięcznym narzędziem pracy, ale też stale zwiększa już klasyczny potencjał. Dzisiaj w Niemczech na sprzedaż jest już tylko jeden egzemplarz, wyposażony w zabudowę asenizacyjną (ogłoszenie tutaj). I nie jest to już rzecz tania, jako że ciężarówkę wyceniono na 10,5 tys. euro, podobnie jak około 30-letnie samochody zachodnie. W Polsce takich konfiguracji można zaś ze świecą szukać. Jako nowe raczej nie trafiały one na nasz rynek, a gdy już pojawiały się jako „używki”, to raczej nigdy nie miały lekkiego życia.

Pełna galeria zdjęć: