Gdy na drodze dochodzi do zdarzenia, a kierunek ruch obu pojazdów pozostaje dobrze znany, zwykle łatwo jest wskazać winnego. Od wczoraj w Niemczech doszło jednak do dwóch transportowych zdarzeń, które okazują się bardzo trudne w ocenie. Pierwsze z nich prezentuję poniżej, drugie znajdziecie pod następującym linkiem: Kto był winny (2): auto wjechało w „gabaryt” robiący większy łuk na skrzyżowaniu
Wszystko wydarzyło się na niemieckiej drodze krajowej B10, w miejscowości Hauenstein. Tuż przy trasie znajduje się tam warsztat dekarski, dysponujący ciężkim, bocznym wózkiem widłowym. Wczoraj rano, około godziny 10, pojazd ten przestawiał akurat większą ilość drewnianych krokwi, utrzymując je na wysokości około 2-2,5 metra. A że były to belki bardzo długie, częściowo wystawały one z placu, sięgając także nad jezdnię drogi krajowej. I właśnie tutaj pojawił się problem…
W tym samym czasie drogą nadjechało polskie Renault Master w wersji do transportu dalekobieżnego. Jego kierowca nie zauważył zagrożenia i wjechał wprost w drewniane krokwie, wbijając je w dach szoferki oraz podstawę kabiny sypialnej. Wykonany z tworzywa „kurnik” został przy tym rozerwany, natomiast dach pojazdu oraz przednia szyba zostały wgniecione. Dodatkowo krokwie zostały zrzucone z wózka i spadły na kolejne auto dostawcze, stojące akurat na placu przed firmą. Stąd też szacunki policji, według których łączna wartość strat będzie w tym zdarzeniu pięciocyfrowa (oczywiście w euro).
Kto był natomiast tutaj winny? Kierowca wózka, który zbyt daleko wyjechał z placu i wysunął ładunek na jezdnię, czy może kierowca busa, który nie zauważył tak dużego zagrożenia, być może nie skupiając się na drodze? Zdaniem policji jednego winnego po prostu tutaj nie było. Zamiast tego postępowanie karne wszczęto wobec obu kierujących, dopatrując się częściowej winy po obu stronach.