Czterodniowy zakaz kabotażu po wyczerpaniu limitu w danym państwie, a także objęcie kabotażu zasadami delegowania kierowców, to nowe wymagania, wprowadzone w ubiegłym roku, wraz z kolejnymi zapisami Pakietu Mobilności. Czy natomiast przewoźnicy mogą się już spodziewać kontroli tych nowych zasad? Odpowiedzią na to pytanie jest sprawa ze Szwecji, opisana przez tamtejszy magazyn branżowy „Proffs”.
Szwedzi skontrolowali 29 stycznia estoński zestaw, stojący w porcie Skandiahamnen, na obrzeżach Göteborga. Jak się okazało, była to ciężarówka kursująca niemal tylko po Szwecji i Norwegii, a by rozumieć cały problem, prześledzimy teraz jej ruch z dni poprzedzających kontrolę. Otóż zaczęło się od tego, że pojazd przyjechał z Norwegii do Szwecji poruszając się bez żadnego ładunku. W Szwecji wykonał jedną trasę kabotażową, do której jak najbardziej miał prawo, po czym wykonał szybką trasę międzynarodową do Norwegii i od razu wrócił po niej na pusto do Szwecji. Tam znowu zabrał się za kabotaż, do momentu zatrzymania wykonując dwie takie trasy, co było nielegalne na trzy różne sposoby.
Po pierwsze, co odnosi się do zasad znanych od lat, ciężarówka nie mogła wówczas wykonać dwóch kabotaży po rząd, gdyż po wjeździe do danego kraju na pusto dopuszczalny jest tylko jeden. Po drugie, przewoźnik zapomniał o nowych zasadach Pakietu Mobilności, według których, po wykorzystaniu limitu szwedzkich tras kabotażowych (czyli w tym przypadku ledwie jednej trasy) automatycznie objął go zakaz wykonywania dalszego kabotażu w Szwecji, trwający przez kolejne cztery robocze dni. A jakby tego było mało, przewoźnik zignorował fakt, że w transporcie kabotażowym kierowca traktowany jest od ubiegłego roku jako pracownik delegowany, powinien mieć oficjalne zgłoszenie do unijnego systemu, by w przyszłości umożliwić kontrolę wypłacania szwedzkiej płacy minimalnej.
Za wykonywanie kabotażu niezgodnie z ograniczeniami ilościowymi oraz czasowymi – czyli między innymi zignorowanie zasady czterodniowej przerwy – na firmę nałożono 60 tys. koron szwedzkich kary. Druga grzywna, również na 60 tys. koron, została nałożona za brak zgłoszenia kierowcy do unijnego systemu delegacji. Łącznie dało to więc 120 tys. koron, czyli w przeliczeniu 50 tys. złotych. By natomiast estońska firma wpłaciła należne pieniądze, ciągnik siodłowy otrzymał w porcie blokadę na koło, a kierowca nie mógł nawet wypiąć naczepy, by została ona przejęta przez inny pojazd.