Od ubiegłego tygodnia cztery niemieckie firmy mogą pochwalić się nowymi ciężarówkami o napędzie elektrycznym. Są to Dachser, DB Schenker, DHL oraz Rhenus, które jako pierwsze w Europie wprowadziły do swoich flot 7,5-tonowe Fuso eCanter. A że wydarzenie to na skalę światową, koncern Daimler urządził z tej okazji oficjalną prezentację, dającą mi możliwość pokierowania elektrycznym Fuso na ulicach Berlina.
Zmiany w napędzie
Elektryczny eCanter to nie jest żaden prototyp, czy też samochód budowany na zamówienie. Pojazd ten trafił bowiem do oficjalnej oferty globalnej marki Fuso, będącej istotną częścią koncernu Daimler*. Produkuje się go w Portugalii, w tej samej fabryce, w której wytwarza się Cantery z silnikiem spalinowym. Co też ciekawe, te portugalskie egzemplarze można zamawiać nie tylko w Europie, ale także w Stanach Zjednoczonych. Ponadto eCantera wytwarza się też w Japonii, czyli w kraju pochodzenia marki Fuso. Tamtejsze egzemplarze przeznaczone są jednak tylko na azjatycki rynek.
Czym eCanter różni się od Cantera? Najważniejsza jest zmiana w napędzie, mianowicie zastąpienie 3-litrowego turbodiesla silnikiem elektrycznym. Zamiast zbiorników paliwa mamy zestaw sześciu baterii, a do tego doszła bezstopniowa skrzynia biegów. Można zauważyć też kilka nowych detali. Dla przykładu, po prawej stronie ramy znajdziemy dwa gniazda do ładowania, przeznaczone dla szybkiej oraz dla zwykłej ładowarki. Delikatne zmiany pojawiły się też w kabinie, gdzie mamy nowy system multimedialny, „stacyjkę” rodem z Mercedesa Actrosa oraz półprzezroczystą nakładkę na atrapę chłodnicy.
Są też jednak liczne elementy wspólne ze spalinowym Canterem. Dla przykładu, zastosowano takie same zawieszenie, takie same (hydrauliczne) hamulce, taką samą ramę oraz taki sam most napędowy, połączony ze skrzynią biegów przy pomocy klasycznego wału. Ogólna charakterystyka kabiny, wraz z pozycją za kierownicą, również jest taka sama, jak w zwykłym Fuso.
Prawdziwy sprinter
Fuso eCanter jest naturalnie pojazdem typowo miejskim. Wynika to z zasięgu, który na jednym ładowaniu wynosi około 100 kilometrów. Jego źródłem są litowo-jonowe baterie o pojemności 70 kWh. Czego natomiast nie brakuje, to moc oraz moment obrotowy. Elektryczny silnik rozwija do 185 kW, czyli około 251 KM. Do tego dochodzi maksymalnie 380 Nm maksymalnego momentu obrotowego, dostępnego już przy starcie stojącym.
Czas ładowania? Tradycyjnie zależy on od ładowarki. Jeśli zainwestujemy w tak zwaną szybką ładowarkę, przywrócimy bateriom 80 proc. sprawności w zaledwie godzinę. Kiedy jednak skorzystamy ze zwykłej ładowarki, trzeba przygotować się na około 7 godzin postoju.
Istotna jest też kwestia ładowności. Baterie swoje ważą, dlatego też Fuso eCanter jest cięższe od Cantera spalinowego. Różnica wynosi tutaj około 500 kilogramów na niekorzyść „elektryka”. Jeśli więc w aucie spalinowym mielibyśmy 7,5 tony DMC i 4 tony ładowności, tutaj na ładunek zostanie nam tylko 3,5 tony.
Cichy Canter?!
Kto kiedykolwiek miał okazję jeździć Fuso Canterem, na pewno kojarzy charakterystyczny terkot silnika, dosyć głośny i opatrzony wyraźnymi wibracjami. No to teraz wyobraźcie sobie, że w eCanterze nie ma ani żadnego terkotu, ani żadnych wibracji. Co więcej, w kabinie panuje niemal zupełna cisza. W czasie jazdy słyszy się jedynie cichutki pisk, niczym w startującym pociągu metra, a także jakiś szum opon. Na postoju przed światłami zauważycie zaś dźwięk załączającej się pompy od osprzętu, dzięki której działa nam chociażby wspomaganie. Ta niemal kompletna cisza jest w miejskich warunkach ogromną zaletą. W końcu niezależnie od ilości startów i zatrzymań, a nawet niezależnie od obciążenia, słuch kierowcy ma zupełny spokój.
Rzeczą wspaniałą okazuje się dynamika. Fuso eCanter, którymi miałem okazję pokierować, otrzymało 1600 kilogramów obciążenia Mimo to samochód bez najmniejszego problemu mógłbym ścigać się ze świateł ze współczesnymi autami osobowymi. Pokusiłbym się wręcz o stwierdzenie, że do codziennego użytku zupełnie wystarczyłby nawet dwukrotnie słabszy silnik. To oczywiście zasługa wspomnianego maksymalnego momentu obrotowego, który dostępny jest już przy starcie. Poza tym trzeba przyznać, że 251 KM to w takim samochodzie naprawdę sporo.
Hamowanie? Dla odmiany, tutaj można powiedzieć, że hamulce mogłyby być nawet dwukrotnie mniejsze. Kiedy bowiem puścimy pedał gazu, Fuso eCanter automatycznie odzyskuje energię z toczenia, ładuje w ten sposób baterie i wyraźnie zwalnia. Co więcej, mamy tutaj też coś imitującego hamulec silnikowy. Prawą wajchę zza kierownicy przesuwamy w dół i system odzyskiwania energii wchodzi na drugi poziom. Baterie ładują się więc szybciej, a przy puszczonym pedale gazu samochód hamuje jak przy użyciu zwykłego hamulca zasadniczego. Tego ostatniego użyjemy więc dopiero przy minimalnej prędkości, do ostatecznego zatrzymania.
Wszystko na wykresach
Gdzieś na górze wspominałem o systemie multimedialnym z dużym wyświetlaczem. Na bardzo prostej desce rozdzielczej Cantera coś takiego mocno się wyróżnia. Dlaczego więc konserwatywne Fuso wstawiło ten element? Chodzi tutaj nie tylko o łatwą obsługę audio, ale także o monitorowanie parametrów napędu. Układ bazujący na Androidzie wyświetla nam procentowe wykorzystanie baterii, a w razie potrzeby ostrzega o kończącym się zasięgu. Ponadto możemy tutaj wyświetlić wykresy dotyczące wykorzystania mocy silnika, czy też przejrzeć takie wykresy z minionych przejazdów. Wszystko jest przy tym dosyć przejrzyste i intuicyjne w obsłudze.
Warto też wspomnieć o obsłudze pokładowych urządzeń. W końcu elektryczny silnik nie ma żadnego rozrusznika. Jak więc włączamy eCantera? Wykorzystuje się do tego karto-kluczyk, taki sam, jak w Actrosie. Wsuwamy ten „kluczyk” do otworu, dwukrotnie wciskamy przycisk zapłonu i sprawdzamy, czy na desce rozdzielczej wyświetlił się napis „Ready” (z angielskiego „Gotowy”). Następnie możemy przełączyć drążek skrzyni biegów na „D”, puszczamy pedał hamulca i samochód już się porusza.
A przy tym wszystkim nie ma żadnego obrotomierza. Zamiast tego prawy wskaźnik prezentuje nam, co akurat dzieje się z napędem. Wskazówka pokazuje albo ładowanie baterii poprzez hamowanie, albo jazdę ekonomiczną, albo jazdę z podwyższonym zużyciem prądu.
Tylko w leasing
Opisywanej ciężarówki nie da się normalnie kupić. Koncern Daimler postanowił oferować go jedynie w formie leasing, w założeniu na okres 2-3 lat. Dlaczego? Po pierwsze, rozwój samochodów elektrycznych jest wyjątkowo szybki. Za 2-3 lata będziemy mieli bardziej wydaje baterie oraz napęd, w związku z czym nie ma sensu trzymać starszy pojazd. Zamiast tego ma on wracać do producenta, który będzie mógł wykorzystać elementy 3-letniej ciężarówki do wytwarzania ciężarówek nowej generacji. Po drugie, zastosowane tutaj rozwiązania są na tyle nowatorskie, że koncern Daimler wolałby nie puszczać ich gdzieś w świat.
A czy warto decydować się na taki leasing? Z punktu widzenia firmy, Fuso eCanter nie jest samochodem dla każdego. Trzeba pamiętać o minimalnym zasięgu i dobrze dopasować pracę do możliwości baterii. Trzeba się też przygotować na wysokie raty, jako że auta elektryczne do tanich nie należą. Choć z drugiej strony, minimalne koszty eksploatacji mają dać nam około 1000 euro oszczędności na każdych 10 tys. przejechanych kilometrów. No i do tego dochodzi punkt widzenia kierowcy – poruszanie się po mieście eCanterem jest jakieś tysiąc razy bardziej komfortowe niż jazda zwykłym Canterem. Zupełna cisza w kabinie i świetna dynamika to coś wspaniałego.
*Taka ciekawostka – w samym tylko 2016 roku japońska marka Fuso wyprodukowała 130 tys. pojazdów, jeżdżących na całym świecie. To znacznie więcej niż na przykład roczna, globalna produkcja ciężarówek marki Mercedes.
Tutaj znajdziecie test Fuso Cantera w wersji spalinowo-elektrycznej, sprzed półtora roku.