„Gabaryt” na tle wrocławskiego Sky Towera – wyjątkowy widok na trasie z Gdyni na Ukrainę

Jeśli chodzi o widoki, transport potrafi być naprawdę wyjątkową branżą. Przejazd przez malownicze Alpy, poranny szczyt w Barcelonie, czy zachód słońca nad kanałem La Manche to dla wielu kierowców po prostu chleb powszedni. A jeśli jeździmy w transporcie ponadnormatywnym, możemy doświadczyć takich widoków, jak ten powyżej.

Oto 75-tonowy transport sfotografowany na tle najwyższego budynku w Polsce (bez uwzględniania iglic). Ciężarówka z pierwszego planu liczyła 25 metrów długości, 5,7 metra szerokości oraz 4,45 metra wysokości. Budynek to natomiast słynny, wrocławski Sky Tower, od ziemi do dachu liczący dokładnie 205 metrów i 82 centymetry.

Jak to możliwe, że tych dwóch gigantów spotkało się w jednym miejscu? Bynajmniej nie była to kwestia docelowego transportu do Wrocławia. Wręcz przeciwnie, ładunek nie miał nic wspólnego z Dolnym Śląskiem, pochodząc z portu w Gdyni i mając dotrzeć na Ukrainę.

Zdjęcie wykonał Paweł Gąsiorowski, zatrudniony w firmie pilotażowej Stanzal z Łodzi i współodpowiedzialny za pilotowanie tego transportu. Przewoźnikiem była firma Parol z Torunia, a ładunkiem okazały się elementy przemysłowej rozdrabniarki do drewna. Towar ten zajął naczepy na łącznie siedmiu ciężarówkach, a z tego cztery musiały jechać przez Wrocław. GDDKiA specjalnie wyznaczyło tę trasę, w ramach zezwolenia najwyższej kategorii.

Teoretycznie najłatwiej byłoby pojechać A1 na Górny Śląsk, po czym wjechać na A4 i dotrzeć do Korczowej. A1 pozostaje jednak budowie i na północ od Częstochowy nie brakuje wąskich fragmentów. Dlatego też transporty musiały zboczyć dobre kilkaset kilometrów na zachód, jadąc trasą S8 do Wrocławia. W samym Wrocławiu GDDKiA nakazało też przejazd przez miasto i dopiero w ten sposób dotarcie do autostrady A4.

Przejeżdżając przez Wrocław, ciężarówki korzystały z głównych ulic w centrum miasta. Stąd też przejazd przez okolice Sky Towera, gdzie przy okazji pojawiły się problemy. Owszem, ulica jest tam odpowiednio szeroka, lecz GDDKiA nie przewidziało aut osobowych stojących po obu stronach jezdni. Wszystkie cztery ciężarówki zostały więc zablokowane i trzeba było jak najszybciej znaleźć trasę zastępczą.

Dla pilotów oznaczało to olbrzymie wyzwanie i konieczność improwizowania. Wszytko to pochłonęło sześć godzin, a pomocy udzielały dwa radiowozy policji. Wtedy też była okazja, by wykonać wyjątkowe zdjęcie na tle najwyższego budynku. Po całej nocy walki miasto udało się jednak opuścić i cały konwój wjechał na autostradę prowadzącą do Korczowej. Łącznie trasa przez zajęła cztery noce, a sam Paweł będzie ją wspominał jako jedno z najciekawszych zadań w swojej karierze.