Elektryczny ciągnik przejechał 720 km bez ładowania – potencjał z dwoma haczykami

Fot. Jens Bahrmann/Designwerk

Powyżej: o poranku w Zurychu, przed startem

Elektryczny ciągnik siodłowy przejechał z Zurychu do Hanoweru na jednym ładowaniu. Ciężarówka pokonała 720 kilometrów z czasem jazdy 9 godzin i 37 minut, po drodze ani na chwilę nie była podpinana pod ładowarkę, a w momencie dotarcia na miejsce nadal miała 9 procent zasięgu. Te sensacyjne doniesienia podała szwajcarska firma Designwerk (wcześniej znana jako Futuricum), specjalizująca się w rozwoju elektrycznych pojazdów, a od niedawna będąca też częścią koncernu Volvo.

Za omawiany przejazd odpowiada Jens Bahrmann, jeden z najważniejszych menadżerów w firmie Designwerk. W ramach eksperymentu postanowił on sprawdzić jak elektryczny napęd sprawdzi się w całodniowym ruchu po autostradzie, typowym dla europejskich ciężarówek dalekobieżnych. Wsiadł więc do elektrycznego ciągnika o nazwie Designwerk High Cab Semi 6x2T, wyruszył nim ze szwajcarskiego Zurychu, skierował się na północ niemiecką autostradą A81 i dojechał właśnie do Hanoweru, pokonując wspomniane 720 kilometrów. Ciężarówka podobno sprawdziła się przy tym bez najmniejszego zarzutu i nie przeszkodziły jej ani zimowe warunki atmosferyczne, z temperaturą 1°C, ani też fakt posiadania tylko jednobiegowej przekładni, nie do końca pasującej do autostradowego ruchu. Można nawet powiedzieć, że to rekord przejazdu elektryczną ciężarówką bez ładowania w europejskim ruchu publicznym. I dlatego też firma Designwerk uznała ten przejazd za zapowiedź ogromnego potencjału elektryków na przyszłość.

Poniżej: wieczorne ładowanie, już w Hanowerze

Fot. Jens Bahrmann/Designwerk

Trzeba jednak podkreślić, że są w tej historii dwa duże haczyki. Zacznę od wyjaśnienia, jak to w ogóle możliwe, że elektryczny ciągnik siodłowy przejechał tak daleki dystans bez międzyładowania, skoro dotychczas w Europie nikt nie zapowiadał aż tak dużego zasięgu. Otóż okazuje się, że w przejeździe uczestniczył dosłownie sam ciągnik, nie tylko bez ładunku, ale także bez jakiejkolwiek naczepy. Gdyby bowiem ładunek i naczepa były tutaj obecne, zasięg ciężarówki spadłby do 500 kilometrów, co zamiast do Hanoweru pozwoliłoby dojechać tylko do Fuldy. Druga sprawa to natomiast fakt, że Designwerk High Cab Semi 6x2T to ciągnik wyjątkowo długi i wyjątkowo ciężki. Masa własna egzemplarza biorącego udział w teście wynosiła 13,9 tony, z czego 5,4 tony ważyły same baterie. Poza tym część tych baterii musiała zostać ustawiona za kabiną, gdyż po prostu nie zmieściła się obok ramy. To właśnie dlatego prezentowany ciągnik musi mieć podwozie w układzie 6×2, wyjątkowo długie spojlery za kabiną oraz siodło przesunięte o około metr do tyłu. Dlatego też w Szwajcarii firma Designwerk wywalczyła sobie specjalny wyjątek od przepisów, pozwalający elektrykom na dodatkowy metr długości całkowitej zestawu.

W ramach podsumowania można więc powiedzieć, że była to interesująca próba dla samochodu, jego silnika oraz układu przeniesienia napędu, ale absolutnie nijak miała się ona do realiów transportu zarobkowego. Dlatego też niewątpliwie najciekawszą elektryczną trasą w Europie pozostaje przedsięwzięcie ze stycznia, gdy również Szwajcarzy wysłali Volvo FH Electric z Zurychu do Walencji, po ładunek pomarańczy. Pisałem o tym w następującym artykule: Kółko ze Szwajcarii do Hiszpanii elektrycznym zestawem – ile to trwało i jak wyglądało?

Szwajcarskie Volvo FH Electric w Hiszpanii: