Brytyjski rynek samochodów ciężarowych przygotowuje się na 1 stycznia, a więc koniec okresu przejściowego po Brexicie. Szczególny wpływ ma to zaś na firmę DAF, która już od trzech dekad jest liderem brytyjskiej sprzedaży, a jednocześnie posiada w Wielkiej Brytanii swoją fabrykę.
W praktyce oznacza to bardzo ciekawą sytuację. Dla przykładu, choć rynek nadal podnosi się po tymczasowym zamrożeniu gospodarki, wspomniana fabryka w mieście Leyland wyprzedała całe moce produkcyjne aż do końca roku. Przewoźnicy masowo złożyli zamówienia na nowe DAF-y, gdyż obawiają się wzrostu cen po zerwaniu umów z Unią Europejską.
Jak na razie DAF obiecuje, że utrzyma w Wielkiej Brytanii dotychczasowy poziom cen przez pierwsze dwa miesiące nowego roku. Coś takiego ma być możliwe dzięki wcześniejszemu uzupełnieniu zapasów, zarówno w fabryce, jak i we wszystkich 130 brytyjskich serwisach.
A co wydarzy się od marca 2021 roku? Jeśli Unia Europejska oraz Wielka Brytania nie zawiążą nowego porozumienia, import części z kontynentu będzie podlegał dodatkowemu opodatkowaniu. Może to dotyczyło zarówno części zamiennych, jak i gotowych podzespołów do wykorzystania w fabryce w Leyland. W efekcie produkcja będzie więc droższa, co przełoży się także na ceny gotowych pojazdów.
Z drugiej strony, DAF i tak będzie w bardziej korzystnej sytuacji niż reszta „wielkiej siódemki”. Firmy nieposiadające brytyjskiej fabryki zapłacą bowiem koszty importowe od pełnej wartości nowych pojazdów, a nie tylko od wybranych podzespołów. W tym przypadku wzrost może więc być jeszcze większy.
Swoją drogą, w tej sytuacji rodzi się pytanie, czy Brytyjczycy nie zaczną spoglądać w kierunku ciężarówek z innych kontynentów, jak tańszej alternatywy. Mam tutaj na myśli ciężarówki chińskie, coraz częściej dostępne z kierownicami po prawej stronie, z racji rosnącej popularności w byłych brytyjskich koloniach. W ostatnim czasie pojawiają się one nawet w Nowej Zelandii, a więc kraju bogatym i transportowo rozwinętym.
