Ciężarówki własnej marki, budowane przez przewoźnika – filmy z Francji i Włoch, lata 90.

Nagrania z ciężarówkami z początku lat 90-tych to wyjątkowo wdzięczny temat do wieczornego relaksu. Wiele popularnych wówczas modeli zyskuje dzisiaj status kultowych, a przy tym zdobyło sobie szczególny sentyment wśród Polaków. W końcu dla wielu naszych kierowców był to pierwszy zachodni sprzęt po przesiadce ze Starów oraz Jelczy. Jeśli więc szukacie materiałów pełnych Majorek, F12-stek, TurboStarów, Trójek i ATi-ków, serdecznie polecam Wam youtubowy kanał o nazwie pasquale caccavale, na którym znajduje się mnóstwo tego typu filmików.

Abstrahując już od konkretnych modeli, są też na tych filmach całe zjawiska, które po prostu zniknęły z transportowego krajobrazu. Tak dla przykładu, zobaczyć można całe grupy zestawów przestrzennych z dachowymi kabinami sypialnymi, popularnych wóczas u firm z Belgii i Holandii. Nie da się ukryć, że dzisiaj ani żaden Belg, ani też Holender nie dałby się namówić do jazdy czymś takim. Poza tym uwagę zwraca niemal całkowity brak ciężarówek z Europy Środkowo-Wschodniej. Jak już są, to raczej w formie ciekawostek, jak na przykład tuningowany, czeski Liaz, dzielący parking z całą grupą ciężarówek z Iranu. Do tego pojawiają się też tak wyginięte gatunki, jak całe grupy brytyjskich zestawów, tworzonych przez ciągniki angielskich, nieistniejących już marek.

Polonez z przyczepą w 1:51:

Zestawy z „kurnikami” widoczne od 2:17:

Liaz widoczny od 1:40:

Brytyjskie ERF-y oraz Seddony Atkinsony od 1:31:

Kwintesencją wszystkiego jest natomiast film z francusko-włoskiego pogranicza, na którym jedzie ciągnik siodłowy marki Lohéac, stworzonej na potrzeby własne przez dużego przewoźnika. Ujmując to więc w bardziej dobitnych słowach – tak, początek lat 90-tych był jeszcze okresem, gdy firma transportowa mogła samemu budować sobie ciężarówki, powszechnie stosując je w ruchu międzynarodowym. W tym konkretnym przypadku chodziło o ultralekkie ciągniki do pracy z cysternami, wyposażane w kabiny sypialne z włókna szklanego. Firma Lohéac Transports z Francji budowała sobie takie pojazdy przez całe cztery dekady, od lat 50-tych, a wytłumaczenie dla całej sytuacji było bardzo proste – skoro żaden wiodący producent nie był w stanie spełnić wszystkich wymagań przewoźnika, to postanowił on zaprojektować odpowiednie pojazdy we własnym zakresie.

Lohéac widoczny od 1:26:

Lohéac na kadrze wyciętym z filmu:

Więcej na temat tej historii przeczytacie w poniższym artykule. To jeden z pierwszych dłuższych wpisów w historii 40ton.net, po raz pierwszy opublikowany przeze mnie w styczniu 2014 roku (tutaj). Pozostaje mi tylko powiedzieć: ależ ten czas leci!

Jeszcze trzydzieści lat temu samochody ciężarowe były maszynami konstrukcyjnie bardzo prostymi. Jak dowodzi historia francuskiej firmy transportowej Lohéac Transports, były one na tyle nieskomplikowane, że wyprodukowania kilkuset ciągników siodłowych mógł podjąć się nawet sam przewoźnik. Tak, dobrze zrozumieliście, firma Lohéac użytkowała samochody ciężarowe własnej konstrukcji i na naprawdę szeroką skalę.

Wszystko zaczęło się po drugiej wojnie światowej, kiedy niewielkie przedsiębiorstwo transportowe z miejscowości Grand-Couronne postanowiło zawojować francuski rynek transportu materiałów niebezpiecznych. Plan na to był bardzo prosty – wykorzystywać możliwe lekkie samochody ciężarowe, obniżając w ten sposób koszty transportu płynnego towaru. Był jednak jeden problem – Europa dopiero podnosiła się z wojennych zgliszczy, więc producenci skupiali się raczej na wytrzymałości i prostocie ciężarówek, niż lekkości ich konstrukcji.

International H-542-9:

Zdeterminowani Francuzi postanowili więc wziąć sprawy w swoje ręce i samodzielnie skonstruować odpowiednią ciężarówkę. Z uwagi na wysokie koszty, w grę nie wchodziło jednak opracowywanie pojazdu od podstaw, zaczynając od silnika i kończąc na zawieszeniu. Dlatego też postanowiono wykorzystać gotowy pojazd bazowy, na który wybrano Internationala H-542, amerykańską ciężarówkę wojskową, której liczne egzemplarze zostały po wojnie we Francji. I tak na początku lat 50-tych we flocie Lohéac pojawiły jedne z najbrzydszych, a jednocześnie najciekawszych samochodów w historii ciężkiej motoryzacji – podwozia International zabudowane super lekkimi kabinami z włókna szklanego, pod którymi umieszczano silniki marki Berliet.

Szybko okazało się, że dziecko francusko-amerykańskiej techniki, nazwane Lohéac Tonton jest naprawdę świetnym pojazdem. Ciężarówki były nie tylko bardzo lekkie, lecz także trwałe, z uwagi na wykorzystanie wojennej techniki. Pewne zastrzeżenia można było mieć jedynie do silników Berliet, których awaryjność nie zdołała jednak powstrzymać rozwoju firmy. Co więcej, Francuzi zaczęli z czasem konstruować także własne, bardzo lekkie cysterny, które jeszcze bardziej zwiększyły możliwości przewozowe jednego zestawu.

Lohéac Tonton:

loheac_04

loheac_01

Modele Tonton powstawały aż do początku lat 80-tych, przechodząc jednak w międzyczasie szereg zmian. W 1972 zrezygnowano z francuskich motorów, decydując się na silniki marki DAF lub Scania, które okazały się być znacznie mnie problematyczne. Ponadto w maszynach pojawiało się coraz więcej lekkich elementów własnej konstrukcji, eliminując w ten sposób podzespoły amerykańskie lub pochodzące od zewnętrznych dostawców. Większych zmian nie przechodziła za to kabina, przez wszystkie te lata nie rozpieszczając niestety kierowców komfortem jazdy.

Początek lat 80-tych przyniósł jednak również i nową szoferkę, a właściwie całkowicie nowy pojazd – nowocześnie wyglądający ciągnik siodłowy z częścią sypialną. Nowy pojazd był jeszcze lżejszy niż poprzednik, czego dowodzi na przykład waga jego kabiny z włókna szklanego – zaledwie 455 kg! Pod szoferką z czasem zawitały także nowe silniki, tym razem produkcji Renault.

Lohéac w latach 80-tych i 90-tych:

loheac_05

loheac_06


Przez kolejne lata Lohéac Transportes urósł do miana naprawdę dużej firmy, wykorzystującej w 1989 roku niebagatelną flotę 850 ciągników i 900 naczep. Produkcja przedsiębiorstwa wynosiła wówczas natomiast 38 naczep oraz 50 ciągników rocznie. Jedna ciężarówka obliczona była na 15 lat pracy i dostarczenie co roku 50 nowych maszyn idealnie pasowało do częstotliwości wymiany taboru. Właściciele firmy budowali zresztą wyłącznie tyle pojazdów, ile sami potrzebowali, bo sprzedawanie ich na wolnym rynku nie wchodziło w grę. Dotyczyło to również egzemplarzy używanych, które mogłyby przecież trafić w ręce konkurencji.

Przełom lat 80. i 90. przyniósł jednak w firmie duże zmiany. Własna produkcja z czasem przestała niestety wystarczać, a ponadto ciężarówki wiodących producentów dopracowano na tyle, że stały się interesującą alternatywą dla maszyn z kabinami z włókna szklanego. Jeszcze pod koniec lat 80. francuska firma zdecydowała się na zakup partii gotowych podwozi Renault, do których tylko dopasowano lekkie szoferki, natomiast krótko później pojawiło się pierwsze zamówienie na gotowe pojazdy z gamy Renault . I tak w połowie lat 90-tych ciężarówki Lohéac zaczęły znikać z francuski dróg, zastępowane przez auta „wielkiej siódemki”.

źródła zdjęć: forum-auto.com, Commercial Motor, wisconsinhistory.org