Ciężarówka zahaczyła o stojący zestaw i spadła ze skarpy – pas awaryjny znów za wąski

Na drodze ekspresowej S3 doszło dzisiaj do bardzo niebezpiecznego wypadku. Ciężarówka z nadwoziami BDF zahaczyła o zestaw stojący na pasie awaryjnym, a następnie wypadła z drogi i stoczyła z kilkunastometrowej skarpy.

Jak informuje lokalny portal „Chojna24.pl”, zdarzenie miało miejsce już po zapadnięciu zmroku, w okolicach węzła Gryfino, na jezdni w kierunku południowym. Pierwszy Mercedes-Benz Actros, w formie ciągnika siodłowego z naczepą, zatrzymał się wówczas na pasie awaryjnym. Prawym pasem ruchu nadjechał zaś drugi Actros, tym razem w formie ciężarówki z przyczepą i dwoma nadwoziami BDF. Jego kierowca niestety nie zauważył stojącego zestawu, zahaczając o niego prawą stroną, a następnie tracąc panowanie nad pojazdem i przebijając bariery oddzielające jezdnię od skarpy.

Sądząc po uszkodzeniach kabiny, a także po zupełnie zmiażdżonym BDF-ie, przy upadku ze skarpy mogło dojść nawet do dachowania. Na szczęście jednak lewa strona kabiny doznała mniejszych uszkodzeń, przez co ranny kierowca ciężarówki przeżył zdarzenie. Za to w ciągniku uderzonego zestawu, który pozostał na pasie awaryjnym, kabina obyła się bez większych uszkodzeń, a obrażeniach kierowcy zupełnie się nie wspomina.

Skoro już jesteśmy w tym temacie, to warto zwrócić uwagę na często pomijany parametr przy budowie nowych dróg. Jest to szerokość pasa awaryjnego, stanowiąca jedną z głównych różnic między autostradą a tak chętnie w Polsce budowanymi drogami ekspresowymi. Na popularnych „S-kach” pas awaryjny może mieć 2,5 metra, czyli o 50 centymetrów mniej niż na pełnoprawnej autostradzie (pomijając patologiczny przykład z A4). To też sprawia, że zatrzymanie ciężarówki na pasie awaryjnym drogi ekspresowej niemal zawsze będzie się wiązało z wystawaniem na linię lub nawet na pas ruchu. Stąd też biorą się tak częste zdarzenia na „S-kach”, największym zagrożeniem będące właśnie dla zawodowych kierowców.