Ciągnik kupiony z dużą państwową dopłatą, ładowany czterokrotnie tańszym prądem

Zdjęcia: Bluekens Truck en Bus

Gdy Volvo Trucks wprowadzało ciężkie ciężarówki elektryczne do seryjnej produkcji, spodziewałem, że przez długi czas pozostaną one bardzo niszową ofertą. W końcu podano wówczas informację, że będą to pojazdy nawet czterokrotnie droższe od spalinowych. Od kilku miesięcy pojawia się jednak cała seria doniesień o dostarczaniu takich pojazdów do klientów. Zauważalne jest to zwłaszcza na rynku holenderskim, gdzie przewoźnicy zamawiali nawet po kilka egzemplarzy na raz. Od razu pojawia się więc pytanie, w jaki sposób Holendrzy pokonują tutaj barierę finansową?

Wraz z najnowszą informacją o takim wydaniu pojawiła się pewna odpowiedź. Dotyczy ona trzyosiowego ciągnika Volvo FH Electric, wyposażonego w trzecią oś wleczoną i przeznaczonego do pracy z trzyosiowymi wywrotkami. Pojazd ten został dostarczony do firmy Martens en Van Oord, jest pierwszym z trzech zamówionych egzemplarzy i otrzymał w Holandii homologację pod nawet 50-tonowe zestawy. Zasięg ma przy tym wynosić po około 300 kilometrów na jednym ładowaniu, a przyczyną zamówienia tego pojazdu jest uzależnienie od holenderskiej branży drogowej. Ta już zaczyna przyznawać w przetargach dodatkowe punkty za posiadanie ciężarówek na prąd, natomiast od 2030 roku praca na elektrycznym sprzęcie ma być już po prostu obowiązkowa.

Będąc jednym z pierwszych posiadaczy wywrotek na prąd, Martens en Van Oord chce umocnić swoją pozycję na przyszłość. By natomiast inwestycja w trzy takie ciągniki nie zrujnowała firmowych finansów, przewoźnik sięgnął po dwa preferencyjne rozwiązania. Po pierwsze, przy samym pozyskaniu pojazdów załapał się na program państwowych dopłat, uruchomiony w ubiegłym roku. Pozwalał on uzyskać od 73 do 132 tys. euro na jeden elektryczny ciągnik, w zależności od rozmiaru firmy. To oznacza zniwelowanie nawet połowy wspomnianej różnicy w cenie, dzielącej elektryka od pojazdu spalinowego.

Drugi element planu to jak najtańsze ładowanie baterii, by wygenerować w ten sposób kolejne oszczędności. Tutaj założenie jest takie, że 300 kilometrów zasięgu wystarczy na cały dzień krótkich tras dla branży budowlanej, a następnie ciężarówka będzie ładowała się na bazie, już w godzinach nocnych. Co jednak ciekawe, będzie to ładowanie odpowiednio zarządzane, by dzięki temu skorzystać z nawet czterokrotnie tańszej energii, uzyskanej w ramach specjalnej umowy. Wygląda to tak, że każdego dnia, około godziny 15.00, przewoźnik otrzymuje wiadomość od dostawcy prądu, informującą w jakich konkretnie porach nadchodzącej nocy prąd będzie akurat najtańszy. W oparciu o to firma ustawia swoją ładowarkę, by automatycznie zaczęła ona ładować ciągnik dopiero na tym najtańszym prądzie. Proces ten musi być dogrywany każdej doby, jako że tańsze godziny są po prostu ruchome.