Bójka przewoźnika i kierowcy, a w tle zaległe wypłaty – wraca temat Gräfenhausen

Flaga Uzbekistanu nad ciężarówką uczestniczącą w proteście

Tekst został zaktualizowany o informacje o oświadczeniu przewoźnika.

Nie upłynął jeszcze nawet rok od dwóch protestów w Gräfenhausen, gdzie dziesiątki kierowców ciężarówek walczyły o zaległe wynagrodzenia od polskiego przedsiębiorcy. Ta sama, podkrakowska firma zdążyła już jednak wrócić na zachodnie nagłówki, za sprawą sytuacji, która miała miejsce na niemieckim parkingu w miniony weekend.

Pierwsze informacje na ten temat pojawiły się w komunikacie Verkehrspolizeiinspektion Günzburg, czyli Inspektoratu Policji Drogowej w Günzburgu. Mowa tam o 31-letnim kierowcy z Uzbekistanu, który w piątkowy wieczór zjechał na parking Burgauer See przy niemieckiej autostradzie A81, postanawiając zaprzestać tam dalszej pracy. Zadzwonił do pracodawcy i telefonicznie rozwiązał współpracę, argumentując to niewypłacaniem wynagrodzeń. Mężczyzna pozostał jednak w ciężarówce i spędził noc w kabinie.

Kilka godzin później, w sobotę wcześnie rano, na miejsce przybył 41-letni Polak, właściciel firmy transportowej. Towarzyszył mu też zastępczy kierowca oraz jeszcze jeden pracownik. Przewoźnik miał wówczas udać się do kabiny ciężarówki, wdając się przy tym w „fizyczną sprzeczkę” z przebywającym wewnątrz kierowcą. Mężczyźni mieli użyć wobec siebie gazu łzawiącego oraz składanego noża, doznając obrażeń i wymagając opieki medycznej. Obu mężczyzn poinformowano o wszczęciu postępowań w sprawie uszkodzeń ciała, a od przewoźnika zażądano też kaucji w wysokości „średniej kwoty czterocyfrowej w euro”. Gdy natomiast mężczyzna ten został wylegitymowany, okazał się to ten sam przewoźnik, którego kierowcy dwukrotnie protestowali w Gräfenhausen.

Po opuszczeniu szpitala oraz komisariatu, uzbeckim kierowcą zajęli się nim niemieccy i holenderscy związkowcy, aktywnie wspierający ubiegłoroczne protesty. To właśnie oni przekazali mediom dodatkowe informacje, dotyczące między innymi przebiegu wydarzeń. Stąd doniesienia między innymi „Frankfurter Rundschau”. według których to przewoźnik wtargnął do kabiny ciężarówki i natychmiast zaatakował kierowcę gazem pieprzowym. Uzbek miał wówczas sięgnąć po nóż w ramach obrony własnej, choć ta okoliczność ma jeszcze zostać zweryfikowana przez niemiecką policję. Poza tym holenderski związkowiec Edwin Atema opublikował nagranie, na którym uzbecki kierowca przedstawia twarz po ataku gazem i na bieżąco omawia cała sytuację. Film jest dostępny pod tym linkiem.

„Frankfurter Rundschau” zdołało już ustalić, że omawiana ciężarówka wykonywała transport z Włoch do Niemiec, z ładunkiem sosów dla niemieckiej sieci supermarketów Aldi Süd. A że w sprawie szybko zaczęła wybuchać spora afera, przedstawiciele Aldi Süd od razu przygotowali wymowne oświadczenie dla mediów. Według niego, firma nie współpracuje bezpośrednio z omawianym przewoźnikiem i nie zamierza takiej sytuacji nawiązywać, więc w przy tym ładunku był on tylko podwykonawcą podwykonawcy.

Jak natomiast tłumaczy to podkrakowski przewoźnik? Firma wystosowała dzisiaj oświadczenie, w który mówi o terminowym zrealizowaniu wszystkich należności wobec kierowców, zgodnym z zawartymi umowami. Jest podobno gotowa poświadczyć to bankowymi przelewami z ubiegłego tygodnia. Omawiany kierowca miał jednak zażądać dodatkowej kwoty 1500 euro za zwrot kluczyków do pojazdu, oczekiwać osobistego odbioru ciężarówki przez przedsiębiorcę, a następnie podnieść oczekiwania do 10 tys. euro, już przy konsultacji ze wspomnianym Edwinem Atemą. Co więcej, dalszy przebieg wydarzeń firma przedstawiła odwrotnie niż w relacji kierowcy oraz związków zawodowych. Wskazano, że to wściekły kierowca zaatakował nożem przewoźnika, chcąc zadać mu cios w brzuch, ale ostatecznie raniąc rękę. Przewoźnik w obronie własnej sięgnął więc po gaz łzawiący.