Belgijski przewoźnik trafi do więzienia – wyrok po śmierci polskich pracowników

Ponad 8 lat od tragicznej śmierci dwóch polskich pracowników, prezes belgijskiej firmy transportowej został skazany. Wyrok spotkał także Polaka, uczestniczącego w zatrudnianiu swoich rodaków.

Cała historia rozpoczęła się w nocy z 31 marca na 1 kwietnia 2012 roku. W belgijskiej miejscowości Wingene wybuchł pożar budynku gospodarczego, należącego do lokalnej firmy transportowej. Spłonęło w nim dwóch polskich pracowników, mianowicie 27-letni Paweł L. oraz 28-letni Marcin A. W momencie zdarzenia nocowali oni w magazynie, gdyż właśnie do tego celu budynek miał być wykorzystywany. Sypiali tam polscy kierowcy lub mechanicy, regularnie wykonujący pracę w Belgii, ale zatrudnieni poprzez spółkę założoną na Lubelszczyźnie.

Budynek nie był przystosowany do zamieszkania i prokuratura chciała postawić w tej sprawie zarzuty. Jak jednak wyjaśnia belgijska telewizja państwowa „VRT”, prawnicy firmy transportowej skutecznie doprowadzali do odroczenia procesu. Tymczasem kontrowersji tylko przybywało, w firmie zdarzały się też tragiczne wypadki innego typu, a związki zawodowe mówiły o skandalicznych warunkach pracy i nie pozwalały o sprawie zapomnieć.

Dla przykładu, w 2017 roku, a więc dokładnie 5 lat po pożarze, przed firmą urządzono demonstrację połączoną z oddaniem hołdu zmarłym. Belgijski związek zawodowy BTB-ABVV rozwiesił swoje flagi, wystawił wieńce z kwiatów, a także umieścił tablice informacyjne w trzech językach – po niderlandzku, francusku oraz polsku. Można było tam przeczytać, że zmarli pracownicy firmy to „ofiary dumpingu socjalnego”. Zdjęcia z tej akcji znajdziecie pod tym linkiem.

Reportaż:

Wiosną bieżącego roku sprawa pożaru trafiła też do finansowanego przez Unię Europejską reportażu. Opublikował go unijny magazyn „Euronews”, chcąc ukazać patologie występujące przy zatrudnianiu kierowców ciężarówek. Jednym z tematów, przedstawionym od 13. minuty, była właśnie śmierć Polaków w 2012 roku. Sprawę skomentował przedstawiciel belgijskich władz, oskarżając firmę transportową między innymi o handel ludźmi. Pojawiła się też postać matki jednego ze zmarłych, która po ośmiu latach nadal czekała na skazanie winnych.

I tak się to wszystko ciągnęło aż do minionego piątku. Właśnie wtedy, 27 listopada, pojawiła się wiadomość o długo wyczekiwanym rozstrzygnięciu w sądzie. Firma została uznana winną nadużyć, a zarządzające nią osoby usłyszały wyroki. Belgijskiego prezesa skazano na trzy lata więzienia, w tym jeden rok do koniecznego odbycia oraz dwa lata kary w zawieszeniu. Wyrok zapadł też w sprawie polskiego współpracownika, odpowiedzialnego za rekrutowanie kierowców. Tutaj mowa o 15 miesiącach więzienia, w tym roku do koniecznego odbycia oraz trzech miesiącach w zawieszeniu. Choć nadal nie znaczy to, że sprawa nie może mieć dalszego ciągu. Obrońcy skazanych już zapowiadają odwołanie się od wyroku i pójście do sądu wyższej instancji.