Jak wiele problemów formalnych można wykryć w jednym transporcie? Jak pokazała wczorajsza kontrola z Holandii, lista może być naprawdę bardzo długa, dotycząc nie tylko ciężarówki i kierowców, ale też samego przewoźnika.
W czasie patrolowania holenderskiej autostrady A1, transportowi inspektorzy zwrócili uwagę na zestaw z pojedynczą tablicą ADR. Znajdowała się ona na tylnym zderzaku naczepy, podczas gdy na ciągniku nie otwarto żadnego oznaczenia. Ciężarówkę ściągnięto więc na parking pod miastem Barneveld, chcąc przeprowadzić tam szerszą kontrolę.
Zarejestrowany w Holandii ciągnik miał w kabinie podwójną obsadę, a próba jej wylegitymowania rozpoczęła długą serię problemów. Mężczyzna prowadzący w momencie zatrzymania okazał się pozbawiony świadectwa ADR, a ważność jego kwalifikacji zawodowej (kodu 95) wygasła ponad rok temu. Za to zmiennik posiadał wszystkie dokumenty, ale w momencie zatrzymania nie miał zalogowanej karty w tachografie. Mimo to regularnie zmieniał się on z kolegą, symulując dwie pojedyncze obsady i dzięki temu prowadząc niemal bez przerwy.
Kolejnym problemem były dokumenty ciężarówki. Ciągnik okazał się zarejestrowany na inną spółkę niż ta znajdująca się w liście przewozowym. Co prawda adresy obu spółek były takie same, ale pozostałe dane wyraźnie się różniły. A jakby tego wszystkiego było mało, przewoźnik okazał się znajdować w stanie upadłości i nie posiadał już ważnej licencji na przewozy. Mówiąc więc krótko, w ogóle nie powinien on już działać na rynku transportowym.
Co natomiast ze wspomnianym na wstępie ADR-em? W naczepie jak najbardziej znaleziono niebezpieczny ładunek, w postaci zbiornika z trimetylogalem (UN 3394). To substancja wiążąca się z bardzo poważnymi zagrożeniami: skrajnie łatwopalna, żrąca, reagująca z wodą, a do tego mogąca powodować obrażenia skóry, oczu oraz dróg oddechowych.
Kontrola skończyła się wszczęciem postępowania wobec przewoźnika oraz obu kierowców. Jak wysokie padną przy tym kary, tego niestety holenderska inspekcja nie uściśliła.