Ciężarówki będą wymagały o 65 proc. mniej czynności eksploatacyjnych – efekt przejścia na „elektryki”

Na zdjęciu: Norweski, 44-tonowy zestaw na bazie elektrycznego ciągnika – MAN na prąd oferuje 120 km zasięgu

Popularyzacja elektrycznych ciężarówek nadal wydaje się kwestią bliższej lub dalszej przyszłości. Kiedy jednak w końcu to nastąpi, użytkownicy mają spotkać się z bardzo korzystną zmianą. Będzie nią uproszczenie eksploatacji, w teorii mogące przekładać się na większą niezawodność i tańsze serwisowanie.

Wyliczenia w tym temacie poczyniła holenderska organizacja Bovag. Zdaniem jej specjalistów, elektryczna ciężarówka będzie potrzebowała o 65 proc. mniej czynności eksploatacyjnych, niż pojazd z silnikiem spalinowym. Innymi słowy, ciężarówka na prąd spędzi w warsztacie zaledwie jedną trzecią tego czasu, co pojazd zasilany dieslem.

Zmiana ta ma wynikać z konstrukcji układów napędowych. Niemal całkowicie znikną z nich elementy ruchome oraz wymagające dużej ilości środków smarujących. Nietrudno wskazać przy tym potencjalne przykłady, takie jak rezygnacja ze skrzyni biegów, wałów napędowych oraz licznych dyferencjałów.

Przy okazji Bovag przedstawił też swoje przewidywania rynkowe. Organizacja jest przekonana, że pierwsze długodystansowe ciężarówki z silnikami elektrycznymi zaczną pojawiać się na drogach w 2023 lub 2024 roku. Wcześniej powinniśmy jednak zobaczyć hybrydowe, łączące silniki elektryczne z silnikami diesla.

Znacznie szybciej ma rozwijać się sprzedaż elektrycznych ciężarówek do dystrybucji lub prac komunalnych. Dzięki temu, już do 2030 roku, aż 30 proc. wszystkich nowych ciężarówek w Europie będzie zasilana prądem. Dla porównania, dzisiaj jest to co najwyżej jeden procent.