Na początku tegorocznej wiosny publikowałem artykuł zatytułowany Zakaz zjeżdżania z autostrady bez okazania testu na wirusa – nowy paraliż w Chinach. Wyjaśnia on jak skrajne metody przyjęto w chińskiej branży transportowej, w ramach walki z pandemią. Jak się natomiast dzisiaj okazało, kierowcy niestosujący się do tych zasad mogą otrzymać nawet wieloletnią karę pozbawienia wolności.
Sprawą tego typu zajął się sąd z prowincji Suizhong, położonej na północnym wschodzie Chin. W roli oskarżonych wystąpiło tam dwóch chińskich kierowców ciężarówek, którzy w styczniu bieżącego roku wykonywali trasę na chińsko-rosyjskie przejście graniczne Suifenhe-Pogranichny (200 kilometrów od Władywostoku). Mężczyźni odebrali tam towar z centrum przeładunkowego, ulokowanego jeszcze po chińskiej stronie, po czym wykonali powrotny przejazd do prowincji Suizhong, oddalonej o około półtora tysiąca kilometrów.
W tym samym czasie chińskie władze stwierdziły nową falę zarażeń, która wystąpiła właśnie przy przejściu Suifenhe-Pogranichny. Wszystkie osoby jeżdżące w ten okolicę musiały więc dokonać zgłoszeń, łącząc to z udaniem się na oficjalną kwarantannę. Tych dwóch kierowców zignorowało jednak obowiązek, najwyraźniej obawiając się utraty zarobku lub izolacji bezpośrednio w kabinach, która nie jest w Chinach niczym nadzwyczajnym. Ostatecznie sprawa wyszła jednak na jaw, gdyż kierowcy faktycznie okazali się zarażeni.
Gdy sprawa trafiła do sądu, prokuratura oskarżyła mężczyzn o nielegalne rozprzestrzenianie choroby zakaźnej, a oni sami przyznali się do winy. Co więcej, chińskie władze okazały się zbierać wyjątkowo dokładne dane na ten temat. Wyliczono więc, że zatajenie trasy na granicę skutkowało zarażeniem 183 osób i odesłaniem na kwarantanny kolejnych 7865. Skarb państwa stracił na tym szacunkowo 155 milionów juanów (około 100 milionów złotych) i stąd też nałożona na kierowców kara 4 lata więzienia.
Zdjęcie nie ma bezpośredniego związku z tekstem.