4 lata temu doszło do Zamachu w Berlinie – niemieckie służby mogły temu zapobiec

Powyżej: nagranie z momentu zamachu

Był poniedziałkowy wieczór, 19 grudnia. Ktoś wysłał mi wiadomość, że w Berlinie doszło do zamachu i rozpędzona ciężarówka wjechała w tłum. Do dzisiaj pamiętam jaka była moja pierwsza myśl: obym nie zobaczył polskich rejestracji…

Krótko później świat obiegały zdjęcia czarnej Scanii R450, opatrzonej polskimi tablicami oraz logiem firmy transportowej pod Szczecina. Zamachowiec zabił kierowcę tej ciężarówki, ukradł  pojazd i rozpędzonym zestawem wjechał w jarmark bożonarodzeniowy. W ten sposób śmiertelnie ranił kolejne 11 osób, a 50 poszkodowanych musiało trafić do szpitala. Szybko pojawił się też komunikat tzw. Państwa Islamskiego, potwierdzający, że to jego „żołnierz” dokonał tej masakry.

Śp. Łukasz Urban:

 

Zamordowanym kierowcą okazał 37-letni Polak, Łukasz Urban z miejscowości Rożnowo nieopodal Gryfina. W dniu tragedii czekał on akurat na rozładunek elementów stalowych, na ulicy Friedrich-Krause-Ufer w berlińskiej dzielnicy Moabit. Po tym rozładunku miał jeszcze wykonać szybki kurs do Danii, a następnie wybierał się do domu, na święta z żoną Zuzanną i 17-letnim synem Adamem. Zamiast tego trafił jednak na zamachowca, który – według oficjalnych ustaleń – miał zadać ciosy nożem, a następnie dokończył dzieła przy użyciu broni palnej.

Tekst ten publikuję w dokładnie czwartą rocznicę zamachu, 19 grudnia, o godzinie 20.14. I choć upłynęły te cztery lata, kontrowersje wokół zamachu nadal wydają się nie kończyć. Niemiecki portal „Deutsche Welle” opublikował dzisiaj rano tekst z najnowszymi ustaleniami. Wyszło między innymi na jaw, że marokański wywiad ostrzegał niemieckie służby przed przygotowywanym zamachem. Marokańczycy mieli nawet dokładnie wskazać na jego sprawcę. Miał nim być 24-letni Tunezyjczyk Anis Amri, przebywający w Niemczech pomimo odmówienia azylu, handlujący narkotykami, a w przeszłości oskarżany już o podpalenie i kradzież ciężarówki.

Dokładnie na tej ulicy stała ciężarówka:

Anis Amri miał być przez pewien czas obserwowany. Operację tę zakończono jednak na kilka tygodni przed zamachem. Dlaczego? Według obecnie podawanych wyjaśnień, niemieckim służbom brakowało personelu i trzeba było ograniczyć część operacji. Amri mógł więc spokojnie kontynuować swoje przygotowania, by kilka tygodni później, prawdopodobnie na pięć godzin przed zamachem, dostać się do kabiny polskiej ciężarówki.

Dodam, że sam zamachowiec miał zostać zastrzelony jeszcze w tym samym tygodniu, z nocy  22 na 23 grudnia. Miało to miejsce w Mediolanie, gdzie na jego trop trafiła włoska policja.