37 tys. zł za 21 dni w trasie – zaskakujący wyrok doprowadził do „skargi nadzwyczajnej”

Państwowa Agencja Informacja (PAP) rozesłała dzisiaj do mediów zaskakujący materiał. Opowiada on o wyroku bydgoskiego sądu, który przyznał kierowcy ciężarówki około 37 tys. złotych wynagrodzenia za trzy tygodnie w trasie.

Sprawa dotyczy kierowcy, który pracował w firmie transportowej przez 21 dni kalendarzowych, od 24 lutego do 16 marca 2022 roku, Jego zatrudnienie zostało przerwane nagle, kończąc się porzuceniem pojazdu we Francji, a następnie między stronami rozpoczął się spór o wynagrodzenie. Przewoźnik naliczył kwotę 2400 złotych, przekazując ją kierującemu. Kierowca udał się natomiast do sądu, żądając tam 6300 euro wynagrodzenia za trasy międzynarodowe, 1200 euro dodatków za międzynarodowe podróże służbowe, a także 1600 złotych za osiem dni prowadzenia po polskich drogach. Łącznie, już po ujednoliceniu waluty, dało to około 37 tys. złotych.

Do takich wysokich kwot kierowca doszedł w oparciu o zasady „Pakietu Mobilności”. Jak wiadomo, ten zakłada, że na kabotażu lub na przerzutach kierowca jest pracownikiem delegowanym i powinien zarabiać według stawek lokalnych, właściwych dla danej grupy zawodowej. Dodatkowo kierowca uwzględnił wszystkie godziny spędzone w ciężarówce, a więc nie tylko pracę, ale po prostu całą dobę. Sąd natomiast zgodził się z takim podejściem, uznając, że kierowcy faktycznie należało się tak wysokie wynagrodzenie. Wyrok ten został wydany zaocznie, a więc pod nieobecność przewoźnika, w czasie rozprawy z października ubiegłego roku.

37 tys. złotych za 21 dni w trasie to wynik, który może zaskoczyć obie strony branży transportowej – zarówno kierowców, jak i przewoźników. Ci pierwsi mogą bowiem pomarzyć o takich pieniądzach, nie tylko w Polsce, ale też w wielu krajach Europy Zachodniej. Ci drudzy mogą się natomiast zastanawiać, czy jedna ciężarówka zrobi im podobny przychód z 21-dniowego wyjazdu, jeszcze przed kosztami paliwa i jakimikolwiek opłatami. Jak to więc możliwe, że Sąd Rejonowy w Bydgoszczy nie dostrzegł w tych wyliczeniach niczego dziwnego? Zdaniem Prokuratury Generalnej, która pochyliła się teraz nad tą sprawą, bydgoski sędzia najwyraźniej nie zweryfikował obliczeń kierowcy, nie porównał ich z obowiązującymi przepisami i nie sprawdził pod kątem branżowych realiów.

Prokuratura Generalna postanowiła skierować całą sprawę do Sadu Najwyższego, w ramach tak zwanej „skargi nadzwyczajnej”. To procedura stosowana w sprawach, które zdaniem prokuratury naruszają „zasadę sprawiedliwości społecznej”. Jeśli natomiast Sąd Nadzwyczajny obali wyrok, Sąd Rejonowy w Bydgoszczy będzie musiał przeanalizować wszystko od nowa.