15 lat od najtragiczniejszego wypadku na Podlasiu – czołowe ciężarówki i autobusu

Fot. KP PSP w Wysokiem Mazowieckiem

Minęło 15 lat od jednego z najbardziej tragicznych wypadków drogowych w historii III RP. Był to też najbardziej tragiczny wypadek, jaki odnotowano dotychczas na Podlasiu. Zginęło w nim 13 osób, a 42 trafiły do szpitala.

Zdarzenie miało miejsce 30 września 2005 roku, na drodze krajowej nr 8, między Białymstokiem a Warszawą. W miejscowości Jeżewo Stare, na wąskim i nierównym odcinku, autokar miał wyprzedzać auto osobowe. Zjechał przy tym na przeciwległy pas ruchu i zderzył się z autotransporterem na bazie Mercedesa Actrosa. Uderzenie było na tyle silne, że wrak autokaru stanął w płomieniach. Na zabudowę Mercedesa najechało też rozpędzone auto dostawcze.

Wśród ofiar śmiertelnych było 10 maturzystów, jadących z Białegostoku do Częstochowy, na przedmaturalną pielgrzymkę. Ponadto śmierć poniosło trzech kierowców – dwóch z autokaru oraz jeden z ciężarówki. Cała historia jest jednak istotna nie tylko z uwagi na pamięć o ofiarach. Warto wspomnieć także o następstwach prawnych, którymi było postawienie przed sądem sześciu osób. Proces ciągnął się przez dziewięć lat i dotyczył stanu zdrowotnego obu kierowców autokaru.

Jak się okazało, kierujący autokarem cierpiał na epilepsję, a jego zmiennik chorował na cukrzycę. Obie te choroby dyskwalifikują przy staraniu się o zawodowe uprawnienia. Dlatego też pierwszy proces w sprawie zakończył się wyrokami więzienia dla sześciu osób – właścicieli firmy transportowej, specjalistów BHP oraz lekarki medycyny pracy. Otrzymali oni zawieszone kary więzienia, na okres od sześciu do osiemnastu miesięcy, a lekarka tymczasowo straciła prawo do wykonywania swojego zawodu.

Ten pierwszy wyrok zapadł w 2009 roku, a więc cztery lata po wypadku. Sprawa ciągnęła się jednak dalej i kolejne pięć lat później sąd orzekł po raz kolejny. Wówczas jednoznacznie stwierdzono brak związku między epilepsją a zdarzeniem. Biegli wykluczyli bowiem prawdopodobieństwo, by kierowca doznał ataku w czasie wyprzedzania, tuż przed zderzeniem. I tym samym oskarżeni uniknęli kolejnych, wyższych kar, mogących opiewać na nawet trzy lata niezawieszonego więzienia.

Choć sama firma transportowa miewała jeszcze kolejne problemy z prawem. W 2016 roku, gdy przedsiębiorstwo już nie istniało, a jego właściciele byli na emeryturze, pojawił się proces w sprawie fikcyjnego zaniżania wynagrodzeń oraz oszukiwania na składkach socjalnych. Pojawiały się też oskarżenia związane z błędami w ewidencji czasu pracy kierowców.