Tydzień stania na wschodniej granicy Polski – oficjalne dane a liczby od kierowców

Krajowe media poinformowały dzisiaj o utrzymujących się, długich kolejkach do polsko-białoruskiej granicy w Bobrownikach. Jak podaje Polska Agencja Prasowa, powołując się na Krajową Administrację Skarbową (KAS), na początku tygodnia czas oczekiwania na przejazd wynosił ponad dobę, natomiast dzisiaj będzie to około 21 godzin. Wylicza się też, że w kolejce do Bobrownik stoi około 380 ciężarówek, a w ciągu ostatniej, dwunastogodzinnej zmiany odprawiono 142 pojazdy.

Wśród kierowców i przewoźników można jednak usłyszeć o zupełnie innej sytuacji, z nieporównywalnie dłuższymi kolejkami i czasem oczekiwania liczonym w dobach, a nie w godzinach. Taka sytuacja ma dotyczyć zarówno polskich przejść granicznych z Białorusią, a więc Bobrownik i Koroszczyna, jak i przejść litewsko-białoruskich, z których również korzystają teraz polscy przewoźnicy. Spójrzmy więc jak przestawiają to osoby wykonujące transport na wschód i jak wyglądają inne okoliczności takich przewozów.

W przypadku Koroszczyna i ruchu w kierunku Białorusi, usłyszałem co następuje: gdy sytuacja lepsza stoi się około 2-4 dni, natomiast gdy ruch robi się wzmożony czas oczekiwania może wynosić nawet 7-8 dni. W przypadku granicy litewsko-białoruskiej, w Solecznikach, w kierunku Białorusi, stoi się na wyznaczonym placu i zdarza się tam spędzić 5 dni, a może nawet i tydzień. Równie długi może być czas oczekiwania na granicy łotewsko-rosyjskiej, gdy ktoś próbuje przejechać w kierunku wschodnim. Tutaj dodam, że właśnie przez Łotwę kursują obecnie przewoźnicy, którzy obsługują trasy do Azji Środkowej (jak Kazachstan lub Uzbekistan), a nie tylko do Rosji.

Wspomniane oczekiwanie na placu, zamiast w zwykłej kolejce, występuje też Bobrownikach, na powrocie z Białorusi do Polski. Jako czas oczekiwania można tam podobno założyć około trzech dni. W Koroszczynie często powroty są szybsze, z racji mniejszej ilości pojazdów, choć pokonanie ledwie 500-metrowej kolejki i przejechanie przez terminale może zająć niecałą dobę. I to pod warunkiem, że kierowca będzie miał szczęście nie zostanie zabrany na prześwietlenie pojazdu rentgenem. Kolejka do rentgena też może być bowiem liczona w godzinach.

Wszystko to liczby kilkukrotnie wyższe niż te podawane oficjalnie, na stronie internetowej KAS oraz na wyświetlaczach przy drodze. I tak naprawdę nikt nie wie dlaczego. Podobno litewskim służbom zdarza się poinformować kierowców o rzeczywistym czasie oczekiwania, rzędu 80 lub 120 godzin, natomiast w Polsce trzeba bazować na informacjach od innych kierowców. Niestety rodzi to też inne tematy, przywodzące na myśl minione dekady, jak świadczenie odpłatnych „usług” prowadzenia przed kolejkę, robienie miejsca w kolejce dla kolegów, czy związane z tym wszystkim bójki między zniecierpliwionymi kierowcami. Nie mówiąc już o sytuacjach, typu jedna przenośna toaleta rozstawiona co kilometr.

Skąd aż tak duże opóźnienia? Wygląda po prostu na to, że mamy do czynienia z nieoficjalną formą sankcji wobec Białorusinów i Rosjan, a także wobec osób z nimi współpracujących. Samochody sprawdzane są wolno i wyjątkowo dokładnie, włącznie z pełnymi rozładunkami (obsługiwanymi wózkiem wiodłowym na koszt przewoźnika), generując w ten sposób ogromne opóźnienia. Na uporządkowaniu tej sytuacji polskim władzom po prostu nie zależy, a jednocześnie białoruska i rosyjska gospodarka okazały się tak bardzo uzależnione od krajów zachodnich, że zapotrzebowanie transportowe utrzymuje się na wysokim poziomie.

Co ciekawe, zmieniła się też struktura pojazdów stojących w kolejkach. Jeszcze niedawno spotykało się tam głównie ciężarówki z Białorusi, Litwy, Łotwy oraz ze wschodnich krańców Polski. Od kiedy jednak białoruskie ciężarówki zniknęły, z uwagi na obejmujące je sankcje, przybyło ciężarówek z innych regionów naszego kraju. Przewoźników mają bowiem kusić bardzo wysokie stawki, rzędu nawet 3-4 tys. euro, za pokonywanie dystansu rzędu 230 kilometrów (w tydzień…). Przybywa też ciężarówek z krajów pozaunijnych, które nie są objęte sankcjami. Mowa tu o ogromnych ilościach pojazdów z Kazachstanu, w tym nawet z dalekiego południa tego kraju, czy chociażby o zestawach z krajów bałkańskich. A do tego dochodzą sami Białorusini, którzy zakładają u nas działalność transportową, by uwolnić się od unijnych sankcji i pracować częściowo na polskich rejestracjach. Pojawienie się takich podmiotów można zauważyć chociażby na rynku pojazdów używanych, na przykład wśród klientów na ostatnie roczniki „euro piątek”.