Przejechanie 40 kilometrów pięcioosiowym zestawem kosztuje 68 złotych. Transporty ponadnormatywne płacą za to astronomiczne 200 złotych, a przejazd najzwyklejszym samochodem dostawczym, na pojedynczych tylnych kołach, kosztuje 20 złotych. Mówiąc więc krótko, stawki na wielkopolskim odcinku autostrady A2 dalekie są od normalności.
Tymczasem okazuje się, że prywatny zarządca tej trasy – spółka Autostrada Wielkopolska – odnotowuje wielkie straty. Pomimo tak wysokich opłat, wspomnianych na wstępie, firma straciła w ubiegłym roku okrągły miliard złotych. Co więcej, poprzednie lata wcale nie były wiele lepsze. Wówczas straty wynosiły bowiem po kilkaset milionów złotych rocznie.
Jak można tę sytuację wytłumaczyć? Ma być to kwestia dużego zadłużenia, wysokich kosztów działalności oraz niewielkiego ruchu pojazdów. Nie da się bowiem ukryć, że kto tylko może, ucieka z A2 na drogi alternatywne, unikając wyjątkowo wysokich opłat.
Inne firmy o podobnym charakterze nie mają takich problemów. „Dziennik Gazeta Prawna” podaje tutaj jako przykład koncesjonariuszy z autostrad A1 oraz A4. Pierwszy z nich, firma Gdańsk Trading Company, odnotował w 2017 roku 177 milionów złotych zysku. Spółka Stalexport Autostrady, zarządzająca A4 między Katowicami a Krakowem, zarobiła zaś 154 miliony złotych. Faktem też jest, że ruch na tych trasach jest znacznie wyższy, a zjawisko uciekania na inne trasy występuje znacznie rzadziej.
Trudno przy tym nie zauważyć, że problemy z A2 są prawdziwym błędnym kołem. Mając bardzo wysokie koszty i zmagając się z niewielkim ruchem pojazdów, Autostrada Wielkopolska nieustannie podnosi opłaty za przejazd. To natomiast skutkuje jeszcze mniejszą ilością samochodów na trasie…
Pełen, bardzo drobiazgowy artykuł na ten temat, znajdziecie na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” – tutaj.