Powyżej: stan plandeki po jednej z opisywanej sytuacji
Zupełny brak kontroli nad nielegalnymi imigrantami, połączony ze zorganizowaną działalnością przemytników ludzi, stawia kierowców oraz firmy transportowe w bardzo trudnej sytuacji. Można powiedzieć, że sami dla siebie muszą oni być ochroniarzami, policjantami, a nawet śledczymi. Stąd też takie historie, jak ta nadesłana mi przed kilkoma dniami przez jednego z Czytelników (wolącego pozostać anonimowym). Dotyczy ona przepraw promowych między Holandią i Wielką Brytanią.
Zapraszam do lektury:
W marcu tego roku przeprawiałem się z Hoek van Holland do Harwich promem o 14:15. Po dopłynięciu, około godziny 21, wyjechałem z portu i nie miałem żadnej kontroli. Dojechałem na Staford gdzie stanąłem na „serwisie”, żeby zrobić 45 min przerwy. Jak to w nocy położyłem się na drzemkę.
Po godzinie wstałem i zacząłem wyjeżdżać z parkingu. Podczas wyjeżdżania w lusterku zobaczyłem, że mam rozciętą plandekę na lewym boku. Stanąłem i zakleiłem uszkodzenie wielkości metr na metr. Kolega, z którym jechaliśmy razem, powiedział, że po przebudzeniu zobaczył dwie uciekające osoby. Pomyśleliśmy, że była to próba kradzieży. Towar, który wiozłem, to były szyby, więc siłą rzeczy nie mógł interesować złodziei.
Na drugi dzień, na rozładunku stwierdziłem, że na naczepie mam maski (takie jak do malowania) oraz odzież. Zdecydowanie jej tam nie było gdy ładowałem towar w Polsce. Po rozmowie z moim dyspozytorem skojarzyliśmy fakty, iż takie uszkodzenia naczep zdarzyły się dwa razy wcześniej. Jasne było, że to imigranci.
Zaczęliśmy się zastanawiać skąd się wzięli, skoro każdy nasz przejazd odbywa się na strzała ze Świecka do Hoek van Holland. Nie ma fizycznej możliwości, żeby ktoś nam po drodze wsiadł. Mało tego, plandeka oraz dach nie miały przed rejsem żadnych uszkodzeń. Takie sytuacje zdarzyły nam się od tamtego czasu parokrotnie – zawsze podobnie rozprute plandeki z boku w Wielkiej Brytanii i brak jakichkolwiek innych uszkodzeń, na przykład w dachu.
Najnowszy przypadek to dziesięć osób, które wysiadły w ten sam sposób na „serwisie” koło Londynu. Sytuacja została zauważona przez obsługę stacji i zgłoszona na policję. Policja przyjechała i spisała kierowcę.
I teraz nasze podejrzenia. Naczepy nie noszą śladów uszkodzenia do momentu wysiadania imigrantów, więc na 100% ktoś wpuszcza tych ludzi na promie, drzwiami od naczepy. Zacząłem się przyglądać jak są ustawiane auta na promie i zawsze są większe odstępy między autami na polskich i innych środkowoeuropejskich rejestracjach. Przypadki przewozu odbywały się tylko i wyłącznie na promie o godzinie 14:15.
Kolejna rzecz którą zauważyłem to fakt, że naczepy, które przyjeżdżają na tzw. „dropy”, czyli płyną bez ciągnika, w ogóle nie są sprawdzane w porcie w Hoek van Holland. Podejrzewam, że właśnie za ich pośrednictwem to się odbywa. Na „dropie” przyjeżdżają imigranci, naczepa jest wciągana na popołudniowy prom, podczas rejsu ktoś z obsługi wypuszcza ludzi z naczep bez ciągnika i wpuszcza na naczepy które zjeżdżają na Wyspę samodzielnie.