I znowu Norwegia: list przewozowy wypisany częściowo długopisem podstawą dla kary za kabotaż?

Statens_vegvesen_radiowoz_norwegia

Kiedyś śpiewało się, żeby nie brać kursów na Wschód, natomiast dzisiaj ktoś powinien napisać podobną piosenkę o wyjazdach do Norwegii. Co rusz do Polski napływają bowiem informacje o bezwzględności tamtejszych funkcjonariuszy drogowych, którzy bezlitośnie kontrolują pojazdy z zagranicznych firm. Kolejny przykład podesłał mi dzisiaj na Facebooku jeden z Czytelników, który zarabia na co dzień jako kierowca ciężarówki w polskiej firmie obsługującej rynek Skandynawski, i który od wczoraj boryka się z oskarżeniami o nielegalny kabotaż.

Jego ostatnie dni wyglądały następująco: w środę załadował rybę z północy Norwegii do Sztokholmu, w piątek ją rozładował i odbył 45-godzinny odpoczynek. W poniedziałek załadował się w Sztokholmie z ładunkiem do norweskiego Oslo, gdzie dotarł we wtorek rano. Tam zaś pobrał transport kabotażowy prowadzący na północ Norwegii, oczywiście całkowicie legalny, gdyż po prostu pierwszy po trasie międzynarodowej między Szwecją a Norwegią. I wówczas zaczęły się problemy, bo cięzarówkę zatrzymała norweska służba drogowa, chcąc oczywiście sprawdzić listy przewozowe i dokonać w ten sposób kontroli kabotażu. I co? I Norwegowie znaleźli coś, co im się nie spodobało, mianowicie list przewozowy z międzynarodowej trasy ze Sztokholmu do Oslo, na którym część danych, a konkretnie numer rejestracyjny ciężarówki oraz nazwa firmy, zostały wypisane długopisem. Jak stwierdzili funkcjonariusze, takiego dokumentu uznać nie mogą, gdyż powinien być on cały wypisany maszynowo. Co więcej, jak już niedawno wspominałem, braki w dokumentacji pozwalającej zweryfikować kabotaż traktowane są przez Norwegów po prostu jako kabotaż nielegalny i właśnie też o to polską firmę postanowiono oskarżyć.

Wszystko to należy nazwać delikatnie mówiąc „nadgorliwością”, zwłaszcza, że dane ze wszystkich listów przewozowych idealnie pokrywały się z danymi z tachografu. Niemniej do Norwegów nie trafiały żadne argumenty i ostatecznie sprawa zakończyła się zakazem kontynuowania jazdy oraz wszczęciem postępowania wyjaśniającego. Może się to oczywiście skończyć wielotysięczną karą dla polskiej firmy, nie wspominając już o stratach spowodowanych przez wstrzymanie transportu.