Historia pewnego kierowcy ciężarówki: ból kręgosłupa, rwa kulszowa i guz miednicy

Michał jeszcze w „Premiumce” z manualem

Michał Maj ze Skierniewic, obecnie lat 33, przez całą minioną dekadę pracował jako kierowca ciężarówki. Bywało, że przejeżdżał nawet 150 tys. kilometrów rocznie, a jego specjalizacją był międzynarodowy transport samochodów, czyli popularne „lohry”. Dzisiaj natomiast Michał wsiada do samochodu tylko jako pasażer, wyłącznie w stanach absolutnej konieczności, musząc tego unikać przez dolegliwości bólowe. Dlatego też postanowiłem opisać jego rzadko spotykaną i bardzo poważną chorobę, patrząc na nią także z branżowego punktu widzenia.

Wszystko zaczęło się od silnego bólu dolnej partii kręgosłupa, na wysokości lewego pośladka, odczuwalnego zwłaszcza po wielogodzinnym prowadzeniu pojazdu. Każdą pauzę Michał musiał zaczynać od rozchodzenia ciała, a załadunek samochodów na autotransporter i przeciskanie się po zabudowie sprawiało mu coraz większe trudności. W końcu Michał udał się więc na szereg konsultacji z lekarzami, a stwierdzonym wówczas schorzeniem była rwa kulszowa, czyli dolegliwość wręcz typowa dla zawodu kierowcy.

Ten proporczyk przez lata wisiał za szybą

W momencie stwierdzenia tych problemów, Michał obsługiwał przede wszystkim dłuższe trasy, do domu zjeżdżając tylko weekendami. Zaplanowanie wizyty u lekarza często wymagało więc rezygnacji z trasy, a wizyty u rehabilitantów trzeba było planować na soboty lub niedziele. Tutaj ujawniła się też słabość transportowego systemu wynagrodzeń, na zasadzie „podstawa plus dodatki”. Gdy bowiem wizyty u lekarza zwiększyły swoją częstotliwość, natychmiast stało się to bardzo mocno odczuwalne na miesięcznym przychodzie. A znaczna część wizyt odbywała się prywatnie, z uwagi na odległe terminy z NFZ-etu, finansowe wydatki bardzo szybko rosły.

W końcu Michał zmienił zasady pracy, przechodząc na system 1/1, a więc co drugi tydzień spędzając w domu. Taki układ trwale ograniczył przychody, ale pozwolił swobodniej planować wizyty w przychodniach. Michał miał też o tyle szczęścia, że udało mu się znaleźć pracę na autotranspoterze z wysoką kabiną. Tym samym mógł się przynajmniej wyprostować bez opuszczania ciągnika.

MAN TGX z kabiną XXL – takim autotransporterem Michał wyróżniał się na drodze

Niestety, długotrwała walka z rwą kulszową nie przynosiła żadnych skutków. Gdy więc Michał unormował swoje zjazdy z trasy, w końcu zdecydował się też zmienić przychodnię i przeprowadzić dodatkowe badania. Najpierw skierowano go na RTG kręgosłupa lędźwiowego, choć niestety niczego po nim nie dostrzeżono. Przepisywano więc kolejne leki i wystawiano kolejne skierowania, aż w końcu w lutym bieżącego roku zalecono wizytę u neurologa. Ten poddał Michała rezonansowi magnetycznemu i wówczas – jak określił to sam Michał – jego dotychczasowy świat po prostu runął.

Jak się okazało, kierowca wcale nie cierpiał na rwę kulszową. Jego dolegliwością okazał się nowotworowy guz miednicy, ostatecznie potwierdzony w Instytucie Onkologii w Warszawie, w Klinice Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości oraz Czerniaków. Na szczęście nie stwierdzono przy tym przerzutów, ale diagnoza i tak okazała się być dramatyczna. W celu zwalczenia raka lekarze zalecili bowiem radykalną operację, polegającą na wycięciu połowy miednicy, części kości krzyżowej i całej lewej nogi.

Jeśli leczenie się nie powiedzie, takie widoku mogą już nie wrócić do życia Michała

Zaraz po otrzymaniu wyników rezonansu, Michał zaprzestał pracy w zawodzie. Przeszedł na zwolnienie chorobowe i bierze leki, które po prostu uniemożliwiają prowadzenie ciężarówki. Dolegliwości bólowe nasiliły się też na tyle, że obecnie jakiekolwiek przebywanie na samochodowym fotelu stało się trudne do zniesienia. Poza tym – czemu trudno się dziwić – Michał przyznaje, że przeżył moment załamania. Dzisiaj jedyną jego nadzieją jest leczenie alternatywne, niestety bardzo kosztowne i dostępne tylko za granicą.

Wszystko to doskonale uświadamia, by nie ignorować bólu w dolnych partiach kręgosłupa, nawet gdy jest on określany typowym schorzeniem dla zawodu kierowcy. Może się bowiem okazać, że nie jest to tylko zwykłe następstwo wielogodzinnego prowadzenia. Przy okazji warto się też zastanowić, czy nie jest konieczna jakaś zmiana w badaniach dla kierowców, choć częściowo nadrabiająca trudności w dostępie do standardowej opieki medycznej. Skoro bowiem państwo może narzucać kierowcom regularne badania wzroku i czasu reakcji, mogłoby też połączyć to w okresowymi badaniami ciała, pod kątem dolegliwości szczególnie powiązanych z tym zawodem.

Jeśli chcielibyście wspomóc walkę Michała, umożliwiając mu dostęp do zagranicznego leczenia, możecie tego dokonać na dwa sposoby: poprzez internetową zbiórkę, uruchomioną pod tym linkiem, a także poprzez rozliczenie podatkowe, podając KRS 0000396361 oraz cel szczegółowy 1,5% „0540807 Michał”.