Ciężarówki czekają po 15 dni w kolejce do granicy – dramat na powrotach z Ukrainy

15 dni to czas, który powinien wystarczyć do przejechania ciężarówką z jednego końca Europy na drugi, a następnie też z powrotem. Tymczasem w transporcie z Ukrainy do Polski tyle trwa przeprawianie się przez jedną, najbliższą granicę.

Tylko w ciągu ostatnich dwóch dni zgłosiło się do mnie w tej sprawie dwóch przewoźników. Obaj mają ten sam problem, mianowicie kilkunastodniowe kolejki na powrocie z Ukrainie do Polski. Bardzo wymownym przykładem jest tutaj powyższe zdjęcie, dostarczone mi przez Czytelnika Arkadiusza. Można tam zobaczyć czas oczekiwania w ukraińskich, elektronicznych kolejkach do granicy, który w zależności od przejścia granicznego oraz rodzaju ładunku wynosi od 10 do 15 dni. Co więcej, na szybszy przejazd nie mogą liczyć nawet kierowcy pustych ciężarówek, jako że w ich przypadku czas oczekiwania wynosi od 9 do 10 dni.

Cały ten problem jest dotkliwy głównie dla przewoźników spoza Ukrainy, w tym przede wszystkim dla Polaków. Skoro bowiem kolejki mają charakter elektroniczny i ciężarówki wzywane są na granicę tuż przed odprawą, ukraiński kierowca może czekać na wyjazd z kraju po prostu w domu lub nawet wykonywać w tym czasie przewozy lokalne. Za to dla polskiego kierowcy oznacza to 15 dni czekania w kabinie ciężarówki, nie mogąc wykonywać innej pracy, a jednocześnie ponosząc dodatkowe koszty. Przez te dwa tygodnie trzeba bowiem organizować sobie dostęp do wody pitnej, do toalet, czy też do pryszniców. Nie wspominając już o fakcie, że przy tak długich kolejkach problemem robi się wykonanie… dwóch krótkich tras w miesiącu.

Dla porównania, przejazd w przeciwnym kierunku, z Polski na Ukrainę, to zwykle kwestia maksymalnie kilku godzin w kolejce. Mówiąc więc bardziej dobitnie, czas oczekiwania między wyjazdem z Polski a wyjazdem z Ukrainy potrafi różnić się ponad 300-krotnie! Skąd natomiast wzięła się aż tak duża różnica, skoro w obie strony musi przejechać mniej więcej ta sama liczba ciężarówek? Oficjalnej odpowiedzi na to pytanie niestety nikt nie zna. Za to wśród przewoźników sporo mówi się o wyjaśnieniach nieoficjalnych.

Wszystko wskazuje na to, że ukraińskie kolejki oraz odprawy w jakiś sposób wymknęły się spod kontroli. Być może związane jest to z faktem, że bezpośredni nadzór na kolejkami przejęła Ukrtransbezpieka, czyli tamtejszy odpowiednik ITD. Funkcjonariusze mają przy tym możliwość wprowadzania dodatkowych pojazdów do kolejki, co już budzi naturalne podejrzenia. Głośno zrobiło się też o zdarzeniu z ostatnich tygodni, gdy znaczna część ciężarówek niespodziewanie straciła swoje miejsca w kolejkach, przez „błędne dane”. Wówczas w sprawie miał interweniować Konsulat RP na Ukrainie. Poza tym ukraiński system otrzymał ostatnio aktualizację, która szczególnie uderzyła w przewoźników z zagranicy. Otóż zabrano możliwość zmieniania danych kierowców i pojazdów, którzy czekają w kolejce bez ładunku.

Na podsumowanie pozostaje więc tylko powiedzieć, że oto mamy kolejny przykład upadania polskich przewozów na wschód. Tym bardziej, że wszystko to idzie w parze z wyraźną różnicą kosztową w pracy polskich i ukraińskich przewoźników, a jednocześnie z rozregulowaniem rynku przez zniesienie zezwoleń.