7 lat temu w Berlinie doszło do zamachu – pierwszą ofiarą był polski kierowca ciężarówki

Od początku okresu przedświątecznego w Niemczech trwają dyskusje o niewystarczającym zabezpieczeniu jarmarków bożonarodzeniowych. Policja skarży się na niedobór funkcjonariuszy, eksperci krytykują blokady z big bagów i mauserów, a wyżej postawieni urzędnicy przerzucają odpowiedzialność z jednej służby na drugą. Dodatkowo atmosferę strachu pogłębiła informacja z minionego czwartku, 14 grudnia, gdy niemiecka prokuratura poinformowała o zatrzymaniu czterech terrorystów, przygotowujących się do kolejnego zamachu w Berlinie.

Cała ta dyskusja towarzyszy siódmej rocznicy tragedii, która długo pozostanie niezapomniana w polskiej branży transportowej. Dokładnie siedem lat temu, w poniedziałek,  19 grudnia 2016 roku, doszło bowiem do zamachu w Berlinie, którego pierwszą ofiarą był polski kierowca ciężarówki.

Śp. Łukasz Urban, 37-latek jeżdżący Scanią R450 w firmie Usługi Transportowe Ariel Żurawski, został zamordowany w czasie zwykłego oczekiwania na rozładunek, przy ulicy Friedrich-Krause-Ufer w Berlinie. Mężczyzna przywiózł tam konstrukcje stalowe i była to jego przedostatnia trasa przed Bożym Narodzeniem. Z Niemiec miał jeszcze tylko wykonać szybki przerzut do Danii, a następnie zjechać na święta do domu, pod Gryfin w województwie zachodniopomorskim, gdzie czekała żona oraz 17-letni wówczas syn.

Niestety, kierowca nigdy nie zrealizował tego planu, gdyż w godzinach wieczornych do jego kabiny wtargnął uzbrojony zamachowiec. Tunezyjczyk Anis Amri zamordował Polaka, a następnie użył jego ciężarówki jako broni, wjeżdzając w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym w berlińskiej dzielnicy Charlottenburg. Śmierć poniosło przy tym kolejne 11 osób, a jeszcze jedna osoba odeszła po długotrwałym leczeniu, w wyniku odniesionych obrażeń. 

Szereg ustaleń dotyczących zamachu ujawniono w raportach z 2021 roku. Wówczas, po pięcioletnim dochodzeniu, śledczym udało się potwierdzić, że Anis Amri był przed zamachem obserwowany przez 16 różnych służb. Przebywał on w Niemczech nielegalnie, służby doskonale znały jego zamiary, a mimo to nikt nie doprowadził do jego zatrzymania. Miało to być następstwem niewłaściwego dowodzenia, problemów w komunikacji i braków kadrowych wśród niemieckich funkcjonariuszy. Policja dopadła go więc dopiero cztery dni po zamachu, we Włoszech, gdzie Amri został zastrzelony w czasie próby zatrzymania. Wszystko wskazuje też na to, że atak zleciła dokładnie ta sama osoba, która wcześniej zadecydowała o podobnych zamachach we Francji oraz Wielkiej Brytanii. To Ali Hazim Aziz, jeden z czołowych przedstawicieli Państwa Islamskiego, do dzisiaj prawdopodobnie pozostający na wolności. 

W miejscu na rozładunek czekał śp. Łukasz Urban, 19 grudnia 2016 roku: